Kiedy usłyszałam, jak rośnie bambus (ten wykorzystywany w szkoleniach motywacyjnych), wiedziałam, że to jest to. Poczułam to całą sobą. W moim notatniku od razu ubyło kilka pustych stron. W przypływie entuzjazmu przyszedł pomysł – jasno zobaczyłam, co ma się znaleźć na blogu, powstały pierwsze wpisy.
Bambus (ang. bamboo) przez pierwsze cztery lata życia rośnie bardzo powoli, wypuszczając niewiele zielonych listków, a w piątym roku swojego żywota nagle wyrasta w górę na kilka metrów.
W piątym roku naszego małżeństwa dowiedzieliśmy się o guzie MNM, niedługo przed piątą rocznicą ślubu. Pan Bóg, jak to On, zawsze zdąża. Ten guz to oczywiście nie Jego sprawka, ale to On nas w tej sytuacji prowadzi, starając się zdjąć z naszych barków tyle ciężarów, ile to możliwe.
Wiadomość o chorobie może powalić – i po bambusie. Ale może też wywindować na wysokość, której nie zdołało się osiągnąć dotychczas przez większość życia. Moje serce wybrało opcję numer dwa. Urosłam, a raczej On sam urósł we mnie więcej niż przez cały poprzedni okres mojego życia. Jak bambus. Nagle i po latach posuchy. Weszliśmy na inny poziom relacji. On to zrobił i nadal robi, ale zupełnie nie tak, jak się spodziewałam. Nieważne. Chwała Panu Bogu!
Co jeszcze utwierdziło mnie, że ta nazwa nie jest przypadkowa? Sugestia Przyjaciółki (https://dobrawnuczka.blog.deon.pl/), którą poprosiłam o pomoc w wybraniu nazwy bloga. Powiedziałam, że ma być bambus lub ang. bamboo.
– Ale co jeszcze? – dopytywałam.
– BAM-BOO – powiedziała. – „Bam!” jak upadki, kraksy, roztrzaskania i „boo!” jak zaskoczenia, radość, zabawa. Słowem: życie.
To jest to. Nie może być inaczej. To nasze życie!