Ostatnie dni naznaczone są chorobą w chorobie MNM. Obustronne zapalenie płuc. Kolejne w ciągu ostatniego roku. Tym razem w coraz bardziej osłabionym leżącym nieruchomo ciele. Informacyjnie: jest już lepiej, ale nie zapowiadało się dobrze…
Walka o życie- gdzie jest granica?
Kiedy usłyszałam w słuchawce telefonu pielęgniarki słowa nieświadomego, że je słyszę lekarza mówiącego: „Do rodziny należy decyzja czy wzywać karetkę (w domyśle: jeśli zapalenie płuc przyniesie kiepskie objawy jak np. duszności) czy pozwolić odejść” (nie było to bezduszne z Jego strony- takie są realia, a ja mam całkiem niezłe relacje na linii żona pacjenta-lekarz), a pielęgniarka zaczęła mnie przytulać, wiedziałam, że sprawa jest poważna.
Mogłam oddać MNM do szpitala od razu, zanim te hipotetyczne niepożądane objawy się pojawią. Zdecydowałam jednak, że zostaje z nami w domu. Wzięłam to na swoją wątłą klatę mając nadzieję, że udźwignę wyrzuty sumienia, gdyby MNM nie wyszedł z tego cało. Zdecydowałam świadomie. Decyzję podjęłam tak naprawdę już dawno. Nie znaczy to, że jest mi z nią łatwo. Tu nic nie jest proste. A może tylko zły tak podpowiada? Granica między walką o życie a uporczywą terapią nie zawsze jest narysowana wyraźną grubą kreską. A może jest? Trzeba umieć pozwolić odejść, jeśli przyjdzie na to czas. Myślę, że mam to w sobie przepracowane. To nie znaczy, że boleć nie będzie. Na końcu wyboru, którego dokonałam jest jednak pokój serca i Miłość. Jest Bóg.
Zniewalające kłamstwo świata
Zauważam u siebie pewne mechanizmy, które pod wpływem jakiegoś impulsu, zdarzenia uruchamiają się automatycznie. Pewnie też macie swoje. Część z nich to dary od Boga, byśmy nie zginęli. Odczucie bólu, by poinformować mnie, że dzieje się coś złego i trzeba działać. Strach, który podpowiada, by iść w inną stronę.
Jest jednak taki strach, który paraliżuje. On pochodzi od złego. Strach, kiedy pojawia się cierpienie, a ja zamykam się pod kołdrą swoich emocji albo wręcz tą dosłowną. To wdrukowane kłamstwo tego świata, które chce mnie zniewolić. Strach, który pokazuje mi fatalną przyszłość młodej wdowy i synów wychowywanych bez Taty. Porażenie zatrzymujące w miejscu. Strach, przed którym chroni mnie płaszcz modlitwy otaczającej mnie.
Uśmiecham się do Dzieci. Szczerze. Nie przez łzy, choć czasem i tak się zdarza. To ludzkie. I potrzebne. Byle nie było ciągłym stanem. Kupuję kwitnący wrzos, stawiam go na parapecie dziwiąc się samej sobie i zadając pytanie: „po co ja to robię?”. Szaleję z Chłopcami na pościelonym już do spania łóżku. Robię zwykłe zakupy, gotuję niezwykle zdrowy obiad korzystając z obecności otwartego na niekonserwatywną kuchnię Pomocnika Domu. Szukam normalnego oddechu.
To wszystko, kiedy „powinnam się bać”. Te słowa, wdrukowane we mnie (tak je czuję), próbują przebić się przez mój płaszcz ochronny. No bo przecież sytuacja niepewna, a wręcz beznadziejna. Głos z zewnątrz mówi, że normalne jest, bym czuła co najmniej niepokój. Odpowiadając na pytanie postawione w mojej głowie przy okazji ustawiania wrzosu przy oknie mówię: „By nie dać się strachowi. By żyć”. Bo w hospicjum domowym też jest życie, jak to ktoś napisał ostatnio w komentarzu. To nasze życie. Moje życie.
Odbudowa
Początek zapalenia płuc zbiegł się z czasem, kiedy Słowo Boże opowiadało o odbudowie Jerozolimy. Rak to wojna. Zapalenie płuc jest bitwą. Burzą one świat, który znam.
Nie jestem człowiekiem ze stali. Kocham MNM i chciałabym, żeby wyzdrowiał. Pewnie, że jakoś po ludzku się boję. Nie chcę przyszłości bez Niego. W momencie kiedy to piszę uświadamiam sobie jak bardzo tego nie chcę! Jako człowiek z tego świata.
Ufam będąc równocześnie dzieckiem Bożym. Ufam, bo nie wiem wszystkiego. Nie widzę, bo stoję za plecami Tego, który nas prowadzi. Chwytam się nadziei wypływającej z Jego Słowa w ostatnich dniach:
«Przyszła chwała tego domu będzie większa od dawnej, mówi Pan Zastępów; na tym to miejscu Ja udzielę pokoju» – wyrocznia Pana Zastępów (Ag 2, 9);
Zamienię bowiem ich smutek w radość, pocieszę ich i rozweselę po ich troskach (Jr 31, 13b);
«Ciesz się i raduj, Córo Syjonu, bo już idę i zamieszkam pośród ciebie» – wyrocznia Pana (Za 2, 14);
Tak mówi Pan Zastępów: «Oto Ja wybawię lud mój z krainy wschodu i z krainy zachodu słońca. Sprowadzę ich i mieszkać będą w Jeruzalem. I będą moim ludem, a Ja będę ich Bogiem, wiernym i sprawiedliwym» (Za 8, 7-8).
Wierzę. Nie wierzę. Wierzę, … Odrywam płatki z kwiatu mojego życia. Przestaję jednak. To ja przecież decyduję czy łaskę wiary przyjąć czy nie.
Nawet jak się rozwali (a rozwali się najprawdopodobniej!), to On odbuduje. Tak mówi!
Obraz Peter H z Pixabay
Jak Cię przytulam mocno!
Dziękuję! Wtulam się…
I ja,Kasiu,też! Dziękuję!