Przejdź do treści

Granica, za którą można spotkać już tylko Boga, czyli bam-boo day (odc. 10)

Nie jest tak, że zawsze wiem na Kogo czekam; że pamiętam o Tym, który mnie kocha; że łatwo mi ufać Słowu; że nie doświadczam kompletnej bezsilności, niewiary, niezrozumienia Bożego działania lub jego odwrotności- Bożej ciszy…

Biegając pomiędzy trójką potrzebujących mnie mężczyzn, nawet nie wiedziałam, że mam w sobie bombę emocjonalną. Oklepywanie, przekręcanie na boki, inhalowanie, podłączanie tlenu, smarowanie, żeby zapobiec odleżynom i cała inna, powszednia, pielęgnacja i żywienie. Przytulasy, cmokasy, cycoholenie, wypłakiwanie na ramieniu, łagodzenie (częstych) sporów braterskich i cała reszta codziennego wychowywania.

Wyszłam z domu. Poczułam ciepły wiatr i świeże (względnie i nie do końca niestety) powietrze. Odetchnęłam tym rozrzedzonym, w porównaniu z domem, powietrzem. A potem puściły hamulce…

Rzadko płaczę

To dobrze (skupiam się na zadaniach, myślę o tym co dziś) i niedobrze (emocje, szczególnie te trudne, nie ulatniają się; gromadzą się, a potem, jak już nie mają miejsca, wylewają się po prostu). Nie mam na płacz czasu, ani przestrzeni. Myślę, że to, że rzadko płaczę to też Łaska. Kiedyś (dawno) płakałam o wiele więcej i nie zmieniało to wiele, nie przynosiło dobra.

Jechałam dziś z Pierworodnym na wspólnotową Mszę Św. i zaczęło ze mnie wyłazić to napięcie ostatniego czasu. Głównie spowodowane jest ono zapaleniem płuc MNM i chorymi od dwóch tygodni dziećmi. Płakałam, trochę się powstrzymując (bo Pierworodny na tylnym siedzeniu, a nie miałam sił na pogadankę o emocjach, które są normalne, do których mamy prawo, co zwykle w takich sytuacjach staram się robić). A potem ludzie przed kościołem i w środku, którzy na mnie będą patrzeć przecież.

Każdy potrzebuje czasem człowieka, do którego może się odezwać i powiedzieć: „Jest mi źle, nie wiem co robić” (Elżbieta Penderecka)

– śmignął mi przed oczami taki cytat chyba wczoraj. Dziś takiego właśnie człowieka, a w zasadzie ludzi, znalazłam, choć nie musiałam nic mówić, ani specjalnie szukać. Przytulenia. Głaski. Próby zajęcia się niechcącym się ode mnie odkleić Pierworodnym. Pytania o to, jak można nam, mi pomóc. Cicha modlitwa (z pewnością). Wspólnota. Przyjaciele.

To wszystko bardzo dla mnie ważne i absolutnie to doceniam. Jestem wdzięczna za Ludzi, których mam koło siebie.

Kazanie ojca, opiekującego się naszą wspólnotą i równocześnie wygłaszającego homilię popchnęło mnie, by pójść w tym myśleniu dalej. Bo ludzie, tak jak najpiękniejsza z ludzi, czyli Maryja, mają wskazywać nie na siebie, ale na Tego, który Jest Najlepszym Pocieszycielem. Tak na marginesie chciałabym być przezroczem (oczywiście niepowtarzalnym, jedynym, wyjątkowym), przez które widać Boga.

Matka Boża Pocieszenia

Byłam na Mszy Św. z pragnieniem (pokusą?) tego, by było „normalnie”; by mieć zdrowego męża; by wspólnie wychowywać dzieci; by mieć ten wymarzony dom z kominkiem (ja) i garażem (MNM). Byłam z bezsilnością, bo oklepywanie, przewracanie MNM nie daje Mu na dłużej ulgi i flegma Go ciągle zalewa. Z bezradnością, bo po dwóch tygodniach chorowania pojawiają się nowe objawy u Ostatniorodnego, bo wyżynają się zęby, a cycoholenie doprowadza mnie do szału, ale przecież chcę mu dać trochę ulgi… Z martwieniem się o zdrowie chłopców. Z miszmaszem uczuciowym.

Potem była Komunia Św.

I te myśli krążące w głowie. O pragnieniach moich. I o Tym, który tak naprawdę może je zaspokoić. Bo nawet Najcudowniejszy Mąż jest, brutalnie powiem, „tylko” pewnym substytutem Miłości. Nie znaczy to, że Miłość małżeńska, rodzicielska (także ta duchowa), każdainna międzyludzka jest niewartościowa, niepotrzebna. Ona jest konieczna, by otworzyć się na spotkanie Miłości Pełnej, czyli Boga! Żaden jednak człowiek nie wypełni nas swoją Miłością całkowicie. Nie pocieszy, nie zaspokoi wszystkich pragnień. Tylko Bóg może to zrobić. Tylko On jest ostatecznym, pełnym, najlepszym Pocieszycielem.

Są dni, takie jak dziś, że czuję się jakbym chodziła po granicy. Wąskiej. Po jednej stronie jest wydawać by się mogło całkiem normalne podłoże, choć lekko zabłocone. Zapaść się można. A potem okazuje się, że to bagno, które zaczyna wciągać. Druga strona granicy natomiast to przepaść.

Pan Bóg poczeka do momentu, kiedy już będziesz stać nad przepaścią, a gdy już będziesz stać nad przepaścią i gdy będziesz już widzieć, że ci noga leci w dół. Wtedy powie: JESTEM! (o. Adam Szustak)

Wiem, że to ten dobry kierunek, że tam jest Bóg. Nie wiem dlaczego Bóg się jakby chowa i czeka, a potem wyskakuje z ukrycia krzycząc: JESTEM! Nie sądzę, żeby ze mnie żartował w takiej sytuacji. To wyraz szacunku wobec mojej wolności? Nie wiem. Być może. Widocznie tak jest najlepiej. Mogę tylko zaufać. Nie jest prosto wykonać ten krok… Czym ten krok jest tak ostatecznie?

Moim dzisiejszym krokiem w kierunku przepaści było patrzenie w stronę Boga Taty. Bez konkretnego oczekiwania. Bez planowania i podpowiadania Bogu co ma zrobić, żeby na nowo było mi dobrze. Jak Jezus kątem oka widzący Krzyż na ikonie M.B. Pocieszenia, którą dziś w kościele oglądaliśmy. Maryja wskazuje na Jezusa, a Jezus na Tatę. To On zrobił ze mną całą resztę. Powoli wyjął z moich rąk (za moją zgodą) wodze kontroli nad zdrowiem MNM i chłopców, nad naszą przyszłością… Wróciłam do domu i wrócił ze mną spokój. Ostatniorodny uśmiechał się jedząc, a płuca MNM się trochę oczyściły. Zabrałam się za wieczorne ogarnianie całej trójki moich panów.

I rzeczy nieistotne stały się na nowo nieistotne. Pokusy ucichły. Przestałam kontrolować i rządzić, choć nadal fizycznie robiłam swoje. Lubię ten stan po wypłakaniu, oczyszczeniu z trudnych emocji, przyjęciu Ciała Boga. Jak bezradny Ubogi czy bezbronny Wcześniak (obchodzimy dzisiaj ich dzień) przytulony i zaopiekowany.

Nie wiem jak będzie jutro, czy ciężary nie zaczną znowu walić w serce, ale dziś na nowo jestem za granicą, gdzie zły nie ma dostępu, a spotkać można tam już tylko samego Boga!

Dziękuję Maryjo!

 

Obraz StockSnap z Pixabay

3 komentarze

  1. ruttka ruttka

    Ja też jestem przy Tobie nieraz moją myślą. Lecz to, że On jest, jest bardziej kojące niż inna obecność .
    Ostatnio szłam przez sad i zapytałam w myśli: Jesteś? A On dpowiedział: Jestem.
    Nic więcej. A tak się zrobiło świetliście w listopadowy szary dzień.
    pozdrawiam Cię Kasiu.

  2. Malwina Malwina

    Jest pani niesamowitą osobą i totalną inspiracją na dziś.Polecę dziś panią i pani rodzinę wieczornej modlitwie?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *