Przejdź do treści

To jest powód do radości?

To tytułowe zdanie (na początku bez znaku zapytania) przyczepiło się do mnie kilka dni temu. Wypowiedziała je lekarka komentując w ten sposób negatywny wynik testu alergicznego u Pierworodnego. Uff. To rzeczywiście był powód do radości. Byłam nastawiona na to, że dojdą nam kolejne problemy zdrowotne, które w ostatnim czasie odchodzą po to, żeby znowu powrócić (tak się przynajmniej wydaje). Znak zapytania pojawił w zasadzie za chwilę, kiedy po kilku dniach od skończonego leczenia, Chłopcy znowu są chorzy. I jeszcze kilka innych spraw, które pytajnik rysowały coraz grubszym markerem…

Kiedy jest dobrze

Stosunkowo łatwo jest mi być wdzięczną za dobro, które mnie spotyka. Nie zawsze go dostrzegam. Bywa, że chowa się pod stertą innych rzeczy. Ale kiedy wyjdzie na światło dzienne (samo lub wyciągnięte przez mnie lub kogoś innego), to wdzięczność najczęściej naturalnie rodzi radość. Lub odwrotnie. Sama nie wiem. Tak czy siak o radość w położeniu błogostanu nie jest specjalnie trudno.

Są takie chwile, kiedy z całą pewnością stwierdzam: To jest powód do radości! Ot, choćby Kocham Cię, które ostatnio odpowiedział mi Pierworodny (a nie pamiętam, żeby kiedyś w taki sposób zareagował na moje Kocham Cię) czy rozgadujący się powoli Ostatniorodny, który głaszcząc mnie przy zasypianiu ze słodkim uśmiechem zalewał mnie rozkosznym głosikiem, który układał się w słowa: Moja mama, moja mama. Ludzie, którzy przy nas trwają. Pieniądze na koncie, które są w większości zewnętrznym znakiem troski o nas.

Lista mogłaby być długa, ale nie będzie. Dziś chcę przede wszystkim napisać o czymś innym.

Kiedy jest źle

Kilka dni temu Słowo Boże opowiadało nam o Dawidzie, który pokonał Goliata. Ale zanim zwyciężył, Dawid stanął w sytuacji, która go całkowicie przerastała. Tego dnia i ja tak właśnie się czułam pytając się czy to, co się nam przydarza jest powodem do radości?

Raczej skłonna jestem zadawać sobie pytanie: po co? To popycha do przodu, a często daje radość nadziei. Kiedy jednak trudności te wielkie i te codzienne się kumulują, a zły próbuje to wykorzystać wmawiając mi samotność i zaczerniając prawdziwy obraz, trudno jest mi się oprzeć pytaniu dlaczego? I zaczynam się zatrzymywać. A potem siadam, leżę i robi się nieciekawie. Dlaczego w taki sposób nas Boże prowadzisz i ile jeszcze?

Bóg nie klepną mnie tym razem po ramieniu mówiąc: Wszystko będzie dobrze. Choć tak naprawdę próbuje z tą Dobrą Nowiną do mnie przyjść, ale nie tak, jakbym tego oczekiwała. Postawił mnie dziś przed figurą Maryi, a tuż koło niej zawiesił tabliczkę z XIV stacją Drogi Krzyżowej: Jezus złożony do grobu. I znowu pytanie o to, czy rzeczy trudne, popaprane, niewygodne, wymagające, niezrozumiałe przez człowieka, bolesne, a wręcz naznaczone śmiercią (także tą fizyczną) są powodem do radości, powróciło.

Wierzę, że Dawid pokonał Goliata i jego życie zostało pobłogosławione. Stał się królem ten drobny chłoptaszek, po którym nikt się nic wielkiego nie spodziewał. Wierzę, że Maryja, która patrzyła na zwłoki Swojego Syna (Zbawiciela- jak Jej Anioł powiedział), jest teraz szczęśliwa. Wierzę, że Jezus Zmartwychwstał i odkupił świat. Wierzę, że po śmierci jest życie.

Nie wiem i nie rozumiem dlaczego droga do Nieba jest taka, a nie inna. Może dlatego, że nie jestem Bogiem? Chciałabym widzieć rzeczywistość jaśniej. Bóg każdą ciemność grobu zamienia w światło życia. Taki jest. Pokazał to. On nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych (Łk 20,38). Dla Niego problemu nie stanowi dobre czy gorsze położenie, sytuacja, zdrowie ani piękna czy poraniona relacja, dusza, decyzja. Dlatego poucza nas (z miłości jak również wierzę), by się zawsze radować i za wszystko dziękować (por. 1 Tes 5, 16. 18). Jest Bogiem. Nie jest głupi*.

Jedyne co mi pozostaje to zdecydować czy Mu na to pozwalam. Czy pozwalam Bogu być Bogiem*?

 

 

* https://3zdania.pl/2020/01/24/bo-tak/

 

Obraz tazzanderson z Pixabay

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *