Dzień Taty. Trudny dzień. Od roku podwójnie trudny.
Relacja z moim tatą ziemskim, choć w pewnym sensie obecna (bo tato żyje), to jednak naznaczona nieobecnością. Relacja wybaczona, choć zapewne Pan Bóg ma tu jeszcze sporo pracy.
Wróciliśmy z kilkudniowych rekolekcji. MNM został pod opieką Dobrych Ludzi, którzy nie ustają w byciu przy nas. Dziękuję Wam! Chłopcy rozemocjonowani powrotem do domu. Płaczący. Rozstrojeni. Łaknący przytulania. Nie mogłam im tego zapewnić w taki sposób, jaki chcieli. Pierworodny wpadał w szał, kiedy Ostatniorodny się wyciszał. Takie koło kręciło się przez jakiś czas. Uczucia. Nieprzyjemne. Frustrujące. Przygnębiające. U nich. I u mnie. Wypełnione samotnością. Pustka spowodowana chorobą Taty, i Męża, choć nie o tym dziś, zbierała swoje żniwa. Nieobecność, choć zupełnie inna niż ta, o której pisałam na początku, paradoksalnie współistniejąca z obecnością. Obecność zawsze będzie. Chcę, żeby była. MNM nigdy nie przestanie być Tatą Chłopców. Najzwyczajniej w świecie nic im tego nie zabierze.
Pośrodku burzliwych doznań znalazły swój czas: sercowe laurki dla Taty; książka „Co mi powiedział tata” P. Martin, A. Desbordes, przy czytaniu której mój głos zawieszał się ze wzruszenia i bólu; wieczorna opowieść o Tacie, który kocha. Kocha Miłością niezrozumiałą dla Pierworodnego, a dla Ostatniorodnego przekraczającą Jego zakres pojmowania rzeczywistości. Krótka opowieść. Mojego serca nie stać było na dłuższą.
Cierniowy dzień. Dzień z beznadzieją, która wdzierała się każdym najmniejszym rozszczelnieniem w moim sercu. Dzień blisko i daleko od Domu. Nie daję sobie prawa do takich dni. Chcę być tą, która daje radę, która MUSI dać radę. Dla Dzieci. Dla MNM. Bo tak trzeba. Beznadziejne myślenie skupiające uwagę na sobie.
Wracam do Domu, do bogatego Miłością Boga Taty, bo po co mi tu z głodu ginąć. Głodna jestem Miłości Taty Niebieskiego. Jeszcze jest ciemno i daleko. Przenoszę swoją uwagę na Boga. Wypatruję Miłosiernego Boga, który wybiegnie mi na spotkanie. Wypatruję Jezusa, który (jak to powiedział rekolekcjonista) jest przytuleniem człowieka przez Boga. Jezus jest uściskiem Boga.
Boże. Tato. Wybiegnij!
Obraz andreas160578 z Pixabay
Kasiu, brakuje słów…
Czytam i czekam na cd. Wiem, że już dawno trzyma Cię na kolanach i tuli, gdy płaczesz. Aż uśniesz…
Z takim Bogiem zasypiam. Dziękuję!
Jest w Tobie wrażliwość – ból pomieszany z nadzieją. Przeczytałam wszystkie wpisy i mam wrażenie, że cokolwiek bym napisała – będzie to zbędne i płytkie. Powiem tylko, że Cię podziwiam – jako żona i matka małych dzieci. I będę się od dziś za Ciebie modlić – byś zamykając oczy, widziała na sobie wzrok Jezusa. Tak, Jego wzrok, który daje ukojenie i siły – bo On właśnie tak na Ciebie patrzy. Pozdrawiam! Magda