Piszę z perspektywy żony Męża chorego na raka. Piszę subiektywnie. Absolutnie nie uważam, żeby to, co będzie można przeczytać poniżej było jakąś uniwersalną wykładnią dla każdego. Muszę zaznaczyć, że jeszcze rok temu zupełnie nie wiedziałabym jak się zachować w stosunku do bliskiej osoby, która mówi mi, że ma raka. Nadal tego do końca nie wiem i mam z tym problem. Będą tu myśli, które krążą mi po głowie, moje doświadczenie, którym pragnę się podzielić, bo:
- chcę wyrazić swój podziw i wdzięczność dla tych, którzy wspierają naszą rodzinę;
- myśli układają się w całość i domagają się ujścia z nadzieją, że znajdą się tu wskazówki pobudzające do zamyślenia;
- jeżeli, choć jeden z tych punktów wzbudzi w kimś refleksję i pomoże wesprzeć osobę chorą lub jej bliską, to będę więcej niż szczęśliwa.
Modlitwa
Doświadczyłam jej mocy. Po raz pierwszy w życiu tak namacalnie i tak silnie. Kiedy nasze życie przyspieszyło i początkowo miałam wrażenie jakbym znajdowała się w koszmarze (przy świadomości, że jest to rzeczywistość, z której się nie wybudzę), ruszyła fala modlitwy za nas. Modlono się już wcześniej, zaraz po pierwszej (do końca niewłaściwej) diagnozie. Wtedy jednak, kiedy moje serce i ciało było rozrywane pomiędzy domem (Chłopcami) a szpitalem (MNM), namacalnie czułam jak jestem niesiona. Byli tacy, którzy dziwili się „mojej” sile czy wierze. Ja jednak do tej pory mam przekonanie, że to nie „moja” moc pozwala mi iść do przodu, ale otrzymane od Boga łaski.
Słowa
Po diagnozie pisałam maile informacyjne do grupy Bliskich i Dalszych, ale równie dla mnie ważnych, Osób. Z początku były tam wiadomości czysto informacyjne o stanie zdrowia MNM. Z czasem, naturalnie maile stały się dłuższe. Bywało bardziej intymnie. Codziennie wieczorem po powrocie ze szpitala i położeniu Dzieci spać, siadałam przed ekranem telefonu lub laptopa i pisałam. Nieważne czy zmęczenie nakazywało mi iść spać. Odkryłam jak takie zrzucenie dnia działa na mnie terapeutycznie. Musiałam się „wygadać”, ulotnić myśli. Był to taki pamiętnik wzbogacony wartością dodaną. Tą wartością był feedback, czyli zwrot w postaci słów osób czytających moje maile. Tym, co pchało i nadal pcha mnie do przodu są słowa rozumiejące (a przynajmniej starające się zrozumieć), współodczuwające, dodające otuchy, motywujące, ale niemądrzące się. Nade wszystko tym, co nadaje sens naszemu trudowi są słowa mówiące o refleksji, zmianie w czyimś życiu, pchaniu do Boga (pod wpływem tego, co dzieje się w naszym życiu). Zawsze klikając „wyślij” czekałam na odpowiedzi. Teraz, nieco dojrzalej chyba, staram się wysyłać teksty z nadzieją, że Bóg trafi przez nie tam, gdzie On sam chce. Ja nie muszę o tym wiedzieć. Jest mi jednak miło, kiedy feedback działa. Mam nadzieję, że moja pycha się tym nie nakarmi.
Potrzeby
Kiedy wracaliśmy ze szpitala z drugiego końca Polski do domu, w trasie zadzwonił telefon od Przyjaciółki. „Mamy plan, powiedz tylko czy się zgadzasz”- powiedziała. Zaskoczona i szczęśliwa, że mam takich Wspaniałych Ludzi wokół siebie powiedziałam nieśmiało: „tak”. Powstał grafik, w którym wpisywano się na odwiedziny MNM w szpitalu, pomoc przy Chłopcach, przygotowywanie nam obiadów. Przez długi czas nie było potrzeby gotowania obiadów, bo wszystko dostawaliśmy. Nie było możliwości takich obiadów przyrządzać, bo kursowanie między szpitalem a domem oraz domagające się uwagi Dzieci na to nie pozwalały. Zapewniono nam też zaplecze finansowe. Dopytywano o potrzeby. Reagowano na moje prośby pomocy często natychmiastowo. Były telefony, rozmowy, które mi samej trudno było zainicjować, a które w konsekwencji pomagały się podnieść. I nadal to się dzieje. W małżeństwie (i nie tylko) jest tak, że warto swoje potrzeby w stosunku do drugiej osoby wyrażać jasno i zrozumiale dla tejże osoby. Jednak wyprzedzanie potrzeb drugiej osoby, a dodatkowo trafianie przy tym w punkt cieszy najbardziej. To sygnał, że się znamy i rozumiemy już bez słów. Wywołuje to u mnie ogromne szczęście z tego, że są przy nas Ludzie, którzy nas KOCHAJĄ, bo nas znają.
Słuchanie, uważność i akceptacja
Były takie momenty, kiedy musiałam podejmować trudne decyzje. Bywało tak, że wolałam, żeby to inni je za mnie podjęli. Wiedziałam, że to niemożliwe i niesłuszne, że tak się nie da. Radziłam się Ludzi, którym ufałam i tych, którzy byli dla mnie autorytetem. Mam to szczęście znać takie Osoby. Rady padały różne. Czasami takie, o których miałam przekonanie, że są dla mnie, a czasami takie, z którymi jeszcze trudniej było mi coś wybrać. To normalne. Nikt nie jest mną i nikt, kto nawet przeżył taką sytuację jak nasza, nie może być do końca pewny czy proponowane rozwiązanie jest słuszne. Tym, co wzbudzało we mnie pokój serca było uważne słuchanie i wypowiadanie rad z otwartością na mój wolny wybór. Akceptacja moich decyzji, w której czułam, że cokolwiek wybiorę to i tak nadal będę wpierana i kochana. Bez oceniania, bez przekonywania, sugerowania, że wybrałam źle. Dialog- słuchanie, dzielenie, rozumienie. To się sprawdza!
Pytanie
Tak sobie myślę, że pytanie jest prawie zawsze dobre. Nie zawsze umiałam odpowiedzieć na pytanie związane z tym, czego potrzebuję. Nie zawsze byłam w dobrej kondycji duchowo-psychicznej, żeby jasno odpowiadać na pytania o moje samopoczucie, o to jak mi pomóc i czy chcę pomocy. W moim przypadku były to jednak chwile, które stosunkowo szybko mijały. Jeśli chce się o coś zapytać, dobrze jest być przygotowanym na nie zawsze miłą i czasami szczerą odpowiedź osoby chorej czy ją wspierającej. Emocje, jak możecie się domyślić, przy zmęczeniu czy po prostu słabszym stanie psychicznym są nie zawsze przyjemne i najczęściej rozładowywane na osobie bliskiej. Niestety. Z żalem do siebie chcę to przyznać i przeprosić tych, których dotknęłam. Ostatecznie jednak pytanie mobilizowało mnie do szukania prawdy, kiedy już emocje opadły. Okazywało się dobre. Mam nadzieję, że również dobre dla osoby pytającej, nie wiedzącej jak pomóc i co powiedzieć.
Obecność
I klamrą niech będzie obecność. Obecność, która dla każdego jest czymś innym. Dla mnie jest tym, co napisałam powyżej. Trwanie w tej obecności, nieustawanie dodatkowo ją wzmacnia i czyni szczerą. Choroba MNM ciągnie się już ponad rok. Nadal są przy nas Ci, którzy nie ustają w byciu przy nas, którzy potrafią się zmobilizować do jeszcze bardziej zintensyfikowanej pomocy. Niezwykłe to i budujące!
Chciałabym w tym miejscu podziękować Tym, którzy trwają przy nas, Tym, którzy byli krócej, ale byli (!) i Tym, którzy pojawiają się teraz. Za każde słowo, odzew, reakcję, pomoc, wsparcie, wspólne dźwiganie i za to, co ciche i ukryte.
DZIĘKUJĘ!
Obraz Sasin Tipchai z Pixabay
Bardzo dobry i bardzo potrzebny tekst! Zwłaszcza nam, ludziom „obok”. Dziękuję!