Przejdź do treści

Powrót do Raju

Pan Bóg otwiera mi drzwi do Domu. Domu niezbudowanego ludzkimi rękami. Domu, w którym powietrzem jest pokój serca. Domu z dwoma zamkami. Niedawno odkryłam jakie klucze do nich pasują.

Padał deszcz. Znalazłam z Ostatniorodnym miejsce, w którym mogliśmy patrzeć na dudniące o blaszany dach krople. Siedzieliśmy na fotelach pod dachem z tyłu domu rekolekcyjnego. Było spokojnie. Ostatniorodny zachwycał się wodą uciekającą przez rynny, dziwił się grzmotom. Patrzył szerokimi, pogodnymi oczami. Siedział (chwilami) co raczej rzadko się zdarza. Ja też patrzyłam. Całą sobą. Przed nami wiele zielonych drzew chłonęło deszcz. Niepowtarzalny zapach lasu podczas ulewy dotykał naszych nosów. Odpoczywałam.

Widok (na zdjęciu powyżej) roztacza się z jednego z naszych okien: las, ogrody, kawałek własnej (choć wynajmowanej) zieleni, domy, które były naszym marzeniem (choć brak garażu był dla MNM minusem, pomijając ich cenę 😉 ). Widok powszedni, ale dla mnie codziennie jest niezwykły. Uwielbiam go! Patrzę na niego wiele razy dziennie: kiedy karmię, poję, myję, pielęgnuję MNM. Wiosną przyciąga swą uwagę feeria barw kwitnących drzew. Latem robi się soczyście zielono. Jesienią- wielokolorowo. Zimą bywa, że biało. O każdej porze dnia jest inny. Od dawna w duszy mi grał impresjonizm 🙂 . Patrzę i odpoczywam.

To pierwszy klucz do domu wypełnionego pokojem serca. Zieleń jest mi do oddychania koniecznie potrzebna. Swoją drogą bambus (ang. bamboo) pojawił się w moim życiu zdecydowanie nieprzypadkowo. Zieleń to kolor nadziei, bez której umarłabym już dawno na rozpacz i żal.

Zrozumiałam to tam, na rekolekcjach. Rekolekcje to przede wszystkim Pan Bóg. To także ludzie. Ludzie, którzy towarzyszą nam również na co dzień, poza rekolekcjami. I choć większości osób nie znałam, to dzięki kilku Wspaniałym Ciociom i Wujkom, czułam się tam jak u siebie, a uwierzcie mi nie jest łatwo stworzyć dla mnie takie warunki. Dziękuję Wam!

Nie jestem najlepsza w relacjach z ludźmi. Bywa, że zakładam maski. Zakładałam je odkąd pamiętam. Teraz, będąc tego świadoma, zdzieram je, a raczej pozwalam Bogu je ze mnie zdejmować. Powoli. Warstwa po warstwie. Całe mnóstwo ich się nazbierało. A może lepiej powiedzieć: bardzo do nich przywykłam i być może wcale nie jest ich tak wiele. Nie chcę tu powiedzieć, że gram (choć być może i tak bywa, kiedy boję się zranienia), ale przede wszystkim to, że trudno jest mi być zawsze taka, jaką jestem naprawdę, jaką stworzył mnie Bóg. Szukam mojej prawdziwej twarzy i uczę się ją kochać.

Ludzie, którzy są przy nas, wspierają, mówią, robią modlą się oraz powiązana z tym prawda o mnie samej to drugi klucz do jak bardzo teraz upragnionego pokoju serca.

Wracam do Raju przez ZIELONY LAS wspierając się na ramionach DOBRYCH LUDZI.

Ty też masz drogę powrotu do Raju!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *