„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię.” (Mk 16,15)
Kolejny raz przekonuję się ile jest we mnie starotestamentalnego myślenia. A może lepiej byłoby napisać inaczej? Przekonuję się jak Jezus wyprowadza mnie z mojego Egiptu do Jego Ziemi Obiecanej. Jestem w drodze. Gdzieś na początku jak mi się zdaje. Ale idę.
Do dziś skłonna byłam czytać Ewangelię o św. Tomaszu, którego dziś święto obchodzimy, jako nagana tegoż Apostoła i pochwała dla wierzących, którzy nie widzieli się oko w oko z Jezusem. Św. Tomaszowi przypięłam łatkę pt. „Tomasz Niedowiarek”, a Jezusowi jeszcze gorszą: „Jezus Oskarżyciel”. Kimże ja jestem, żeby oceniać czyjąkolwiek wiarę? A tym bardziej świętego, którym jest Tomasz. Czy w czasach Jezusa łatwiej było przyjąć wiarę niż dziś? Nie sądzę.
Nawróciłam się dziś dzięki słowom ojca odprawiającego Eucharystię, w której uczestniczyłam. Pokazał on św. Tomasza jako człowieka, który chciał się spotkać z Chrystusem Zmartwychwstałym. Każdy kto chce spotkać Zmartwychwstałego Jezusa jest takim Tomaszem. Ojciec zwrócił uwagę na etapy spotkania z Jezusem, które odbywa się przez dotyk. Pierwszym krokiem jest włożenie do przebitego boku palca. Palec wskazuje kierunek naszego życia. Dla mnie osobiście ten kierunek nadaje Słowo Boże. Ręka jako drugi krok na drodze spotkania Zmartwychwstałego symbolizuje w Biblii królowanie. Drugim etapem jest więc oddanie siebie w całkowite prowadzenie Bogu. To nic innego jak Komunia. Dotykaniem ran Jezusa- Boga i Człowieka- są Sakramenty.
I tak sobie myślę, że dopiero dotykając Boga w Sakramentach mogę iść i głosić światu Ewangelię, czyli Dobrą Nowinę. Mogę patrzeć na św. Tomasza jako na kogoś poszukującego bliskości z Jezusem. Mogę uczyć się tego od niego porzucając skupianie się na Jego słabości w wierze. Mogę mówić, myśleć, robić DOBRO, zamiast brać udział w, jakże teraz powszechnym także wśród ludzi Kościoła, hejcie (udowadnianie racji, wyśmiewanie, obnażanie czyjejś słabości, niewiary,…). Jestem przekonana, że tym, co może uczynić ten świat lepszym, a także konkretnie Ciebie i mnie jest NOWE DOBRO zakorzenione w Miłości.
Dobro, które nie zawsze jest łatwe. W moim przypadku często oznacza wyjście ze swojej strefy komfortu. Wyjście poza mój introwertyzm, przełamanie pewnej bariery, którą mam w sobie. Wierzę, że z czasem ta granica będzie się przesuwać o ile tylko poddam się Duchowi Świętemu. Przykładem może być tu ten blog, który oznacza dla mnie wychodzenie poza introwertyczną, z różnych powodów, duszę i narażanie się na zranienie np. w formie hejtu. Mam jednak w sobie nadzieję, że w blogowych wpisach jestem prowadzona w Duchu Świętym, co oznaczałoby, że jest szansa, a raczej pewność, jeśli powyższe o Duchu Świętym będzie spełnione, że pojawia się tu DOBRA NOWINA. Innym dowodem na to, że po wyjściu ze swojej strefy komfortu dzieje się DOBRO jest to, na co zdecydowałam się dziś. Po Eucharystii podeszłam do ojca podziękować za kazanie, które tak dotknęło moje serce. Dla mnie takie działanie nie jest naturalne i sprawia mi trudność. Jednak wyszłam poza granicę i okazało się, że jest tam DOBRO w postaci uśmiechu ojca, który przywitał mnie poważną, nieuśmiechniętą miną niezmieniającą się przez cały czas mszy św. i miłego słowa dla mnie. Co oznaczało to dla niego, nie wiem, ale śmiem przypuszczać, że także DOBRO. Bynajmniej nie przywołuję tych przykładów, żeby się chwalić (chroń mnie od tego Jezu), ale żeby pokazać jak działa Pan Bóg w moim życiu. Jak On sam przynosi światu Ewangelię, jeśli Mu na to pozwalam.
Bycie apostołem Dobrej Nowiny zaczyna się od wpatrywania w rany Jezusa, a potem przez dotykanie Go palcem i w końcu całą ręką w Sakramentach. Ostatecznie jeśli nie ja, a Chrystus będzie we mnie żył (por. Ga 2, 20) strefa komfortu przestanie mieć granice. Komfortem stanie się Miłość bez granic!
* Do napisania tekstu zainspirowały mnie:
1) kazanie o. Michała Murzyna OP
2) https://dobrawnuczka.blog.deon.pl/2019/05/08/krucjata-dobrego-komentarza/
Obraz Robert Cheaib z Pixabay
A ja dziś się nawróciłam czytając ten tekst 🙂 dziękuję!
Na chwałę Bożą 🙂