Dziś piątek. Dla mnie dzień postny. Czuję, że dopiero raczkuję odkrywając wartość postu. Moje podniesienie z podłogi nieświadomości rozpoczęło się w Wielkim Poście 2018r. Po raz pierwszy w życiu szłam drogą połączenia postu ciała z duchową tęsknotą za Bogiem wsłuchując się w rozważania o.A.Szustaka.* Nie praktykowałam wtedy stricte postu Daniela (warzywno-owocowego), ale to zupełnie nie miało znaczenia.
Wstrzemięźliwość piątkową od pokarmów mięsnych oraz powstrzymywanie się od zabaw praktykowałam odkąd pamiętam. Rozumiałam, że jest to dzień, w którym post związany jest ze wspominaniem Męki Jezusa. Na tym się zatrzymałam. W ubiegłorocznym Wielkim Poście łączyłam swoją rezygnację z pewnej codziennej sprawy z modlitwą i jałmużną. Post bez modlitwy zatrzymuje się na geście, który nie ma większego znaczenia. Niejedzenie mięsa raz w tygodniu nie jest dla mnie problemem. Teraz mięso jem zdecydowanie rzadziej niż kiedyś, więc tym bardziej taka praktyka jest czymś zupełnie łatwym. Poszczę inaczej, choć nadal mięsa w piątki nie jadam.
„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić.” (Mt 5, 17) – mówił Jezus. Już od jakiegoś czasu nawracam się z faryzejskiego podejścia do wiary. Przyznaję, miałam z tym duży problem. Odkąd szukam Jezusa w Słowie Bożym, w tą słabość wkroczył On sam pokazując mi istotę Bożej Miłości do mnie. To właśnie szukanie istoty postu może przynieść owoce. Post, który łączy ducha i ciało. Post współpracujący z modlitwą. Inaczej jest tylko bezmyślnym działaniem. Post malutkich dzieci, osób chorych psychicznie czy innych ludzi, określonych w przepisach kościelnych nie ma sensu, bo najzwyczajniej w świecie nic dobrego nie przynosi. Jest pustym działaniem. Bez świadomego rozumienia głębi, bez próby czy choćby zdolności do jej poszukiwania po prostu „nie działa”.
Nie chodzi tu jednak najbardziej o działanie i wymierne owoce. Są jednak one konsekwencją bycia w tym dniu z Jezusem Ukrzyżowanym. Przebywanie z nim „grozi” Miłością, która może na człowieka spłynąć. Nie piszę tego po to, żeby się wymądrzać. Doszłam do tego po ponad 30 latach życia na ziemi. Pan Bóg mi o tym powiedział, bo być może nie byłam na to wcześniej gotowa, miałam zamknięte serce, nie spotkałam katechetów, którzy by mi o tym powiedzieli… Nie jest to teraz najważniejsze.
Jednym z wyzwań postu jest dla mnie poszczenie tak, żeby inni nie widzieli (por. Mt 6, 16-18). Pościć tak, żeby MNM czy Dzieci nie obrywali rykoszetem. Pościć tak, żeby to była sprawa między mną a Bogiem. Pościć tak, żeby to Duch prowadził, a nie ciało. Pościć z uśmiechem to już wyższa, nieosiągalna w tym momencie dla mnie półka. Post nie ma być smutnym cierpiętnictwem, umęczeniem z powodu Męki Chrystusa. Nie chcę przez to powiedzieć, że Męka Jezusa jest czymś błahym i nie warto nad Nią pomedytować. Myślę jednak, że my jako chrześcijanie nie możemy na niej się zatrzymać. Post ma być spotkaniem z cierpiącym z Miłości do mnie Jezusem w perspektywie Zmartwychwstania. Ma być radością spotkania duszy z kochającym do szaleństwa Zbawcą.
Kilka lat temu biskupi polscy zatwierdzili nowe przykazanie kościelne, w którym zniesiono zakaz zabawy w piątek. Przykaz niejedzenia w piątek podtrzymano (tak dla jasności). Uchwała Konferencji Episkopatu wyjaśnia, że piątek nadal jest dniem pokutnym i należy w związku z tym „modlić się, wykonywać uczynki pobożności i miłości, podejmować akty umartwienia siebie przez wierniejsze wypełnianie własnych obowiązków, zwłaszcza zaś zachowywać wstrzemięźliwość”**. Rozumiem ideę, która biskupom przyświecała, ale intuicyjnie czuję, że przeciętny Kowalski do takiej wykładni nie zajrzy. Zastanawiam się czy więcej dobra nie wniosłaby zmiana przykazania na bardziej pokazujące istotę postu. Zamiast o niejedzeniu mięsa mógłby pojawić się zapis o poście dostosowanym do aktualnej wrażliwości sumienia lub tym podobny, prostszy, który motywowałby do indywidualnej refleksji postnej opartej na Miłości do Jezusa. No bo czy mogę jeść i się bawić, kiedy obchodzę rocznicę śmierci bliskiej mi, kochanej osoby (miał podobnie mówić o. Joachim Badeni pytany o to dlaczego pościć w piątek)?
Jak pisałam na początku raczkuję w poszczeniu. To, o czym piszę to częściowo moje doświadczenie, a częściowo bazuję na świadectwie innych ludzi.*** Póki co jestem na drodze uzdrowienia, która rozpoczęła się w związku z podjętym postem. Jeszcze wiele przede mną w odkrywaniu rzeczywistości postu. Ścieżka, która prowadzi przez niełatwą, naznaczoną śmiertelną chorobą MNM, krainę, nie zniechęca mnie jednak w dalszym podążaniu w kierunku wyznaczonym przez post. Efektem postu, o którym z pewnością mogę zaświadczyć jest moja bliższa relacja z Bogiem i szczęście, do którego On sam mnie zaprasza. Mam przeczucie, że wielkie, smakowite owoce jeszcze nadejdą, jeśli pozwolę im dojrzeć. Być może nie będą takie, jakie sobie wyobrażam. Będą jednak najlepsze, bo od Boga.
Mam wrażenie, że dużo tu ogólników, a zbyt mało konkretnych owoców postu w moim życiu. Wybaczcie. Jestem w drodze, jak pisałam. Chciałam dać znać o moim przekonaniu, że to dobry kierunek. Chcę wierzyć, że takie momentami metafizyczne, trudne refleksje są w stanie zaprowadzić do wymiernego dobra. Na ile powstrzymanie się w piątek od mięsa, a zjedzenie ryby czy ulubionych naleśników z sosem czekoladowym buduje Twoją relację z Bogiem, musisz odpowiedzieć sobie sam, jeśli zechcesz. Na pewno nie jest sednem postu to, co zjesz. Wierzę, że post ma moc uzdrawiać. Oczywiście źródłem mocy jest zawsze Pan Bóg!
/
* o. A.Szustak, Post Daniela (Langusta Na Palmie)– odcinki na Youtube
** Uchwała nr 15/364/2014 Konferencji Episkopatu Polski z dnia 13 marca 2014 r. w sprawie zatwierdzenia IV przykazania kościelnego i promulgacji jednolitego tekstu przykazań kościelnych po ich nowelizacji wraz z wykładnią
*** Np. M. Zaremba, Boży Skalpel. Uzdrowienie Postem, Wydawnictwo Esprit (nie przeczytałam jeszcze całości, ale szczerze polecam w tym temacie) + M. Zaremba, Przez żołądek do serca (audiobook), RTCK
Obraz StockSnap z Pixabay