Czasami są takie dni, kiedy moja częstotliwość nastawiona jest bardziej na fale bam niż boo (wyjaśnienie tu). Tak było w niedzielę. Było trudniej. Bardziej niż zwykle odbierałam nieobecność, a raczej inną obecność MNM. Brakowało mi Go. Brakuje codziennie. Tego dnia w tą pustkę atakował zły wykorzystując moją słabość. Jak to on, wielki wojownik, za jakiego się ma, walczący ze słabszym. To, co uważam za swoje zwycięstwo to fakt, że pozwoliłam sobie na przeżycie tych uczuć, które tego dnia mną szarpały. Pozwoliłam sobie ich nie zepchnąć, nie zanegować, nie przejść koło nich z buntem, z obojętnością. Nie. Przeżyłam je.
Mąż dziękujący publicznie za wspaniałą żonę. Tato idący z Maleństwem w chuście. Ojcowie z synami na boisku. Kolejny „samotny” spacer z Chłopcami. Zapytanie o sposób wychowania, który jest mi bliski. Świadectwo pięknie wzrastającej miłości małżeńskiej. Obrazy, które przypominały jeszcze nie tak dawno podobnie czyniącego MNM. Bolała pustka po Tacie, którą nieumiejętnie staram się zapełnić na boisku, na spacerach, podczas przepychanek na łóżku, na placu zabaw. Świadomość, że wychowanie nie zawsze mi wychodzi, a w dodatku sama mam deficyty wychowawcze, które tego dnia się odezwały. Bezsilność. Potrzeba przytulenia przez MNM. Niedzielne radio nadawało rytm bam-bam-bam…
Nie pozwoliłam uleczyć się Słowu, które tego dnia tchnęło pokojem. Nie weszłam w niedzielną perspektywę Zmartwychwstania. Nie napisałam nic, bo pisać o złej starości przeciwnej Dobrej Nowinie nie chciałam. Przeczekałam, a raczej starałam się przeżyć, jak pisałam na początku. Przeżyć, tzn. być i nie uciekać. Jakoś tym razem czułam, że to jest mi potrzebne i dla mnie dobre. Dziś usłyszałam o modlitwie smutkiem jako najintymniejszym spotkaniu z Tym, który mnie kocha (o. Wojciech Jędrzejewski OP). Tak było!
I było dobre, choć z podłogi podnoszę się powoli. Nie wpadam w euforię radości. Jednak coś się zmieniło, bo postanowiłam napisać. Zaczęłam zastanawiać się nad szczęściem innych, podczas gdy moje szczęście jest, ale teraz często bardzo trudno uchwytne i chowające się za chmury. Jest, choć nie jak na talerzu. Nie mogę go zjadać wielkimi kęsami. Smakuję go po trochę. Kęs za kęsem. Łyk za łykiem, jak gdyby moje szczęście było winem z Kany Galilejskiej, które się kończy. Dobrze, że to jednak nie meta, a dopiero start. Dobrze, że będzie nowe wino!
Są takie dni, jak ta niedziela, kiedy egoizm zamyka mnie w moim bólu. Kiedy na szczęście innych łatwiej patrzeć mi z zazdrością. Łatwiej mi się przeglądać w czyichś oczach i widzieć swoją marnotę, a nie dostrzegać piękna. Porównywanie z innymi to coś, co popycha mnie w stronę zgorzknienia. Jakiś czas temu zaczęłam to zmieniać. Postanowiłam przemieniać zazdrość w radość ze zdolności innych. Zaczęłam cieszyć się i korzystać z darów innych: śpiew, muzyka, fotografia, organizacja, optymalizacja, redakcja, ilustracja, mądrość, rada, wstawiennictwo, tłumaczenie i interpretacja Słowa Bożego, poczucie humoru i wiele innych. Zaczęłam je bezwstydnie „wykorzystywać” i radować się z naszej różnorodności. Z bogactwa, jakie mam koło siebie, na wyciągnięcie ręki. To jedna z nóg, na której wspieram się w walce z zazdrością. Druga to poszukiwanie u siebie samej darów, które złożył we mnie Bóg. Muszę przyznać, że na tej nodze jeszcze kuleję, ale nie mam jej złamanej jak kiedyś. Mogę iść. Idę na drodze z zazdrości zgorzkniałej do zazdrości pozytywnej. Z jednej strony czerpiąc ze skarbca innych osób, a z drugiej motywując się do dobrej przemiany poprzez inspirację pięknymi i świętymi ludźmi.
Szczęście innych staje się moim, jeśli wszystkie moje źródła są w Bogu (por. Ps 87, 7). Jeśli to w Nim szukam szczęścia, wypełnienia. Jeżeli relacja ja-Bóg jest bliska, to umiejętność wdzięczności (także za dary innych) staje się naturalna i niezależna od położenia (por. 1 Tes 5, 18)- radosnego czy bolesnego.
Obraz dongpung z Pixabay
Jak dobrze znam tą gorycz. Gdy inni mają w obfitosci tego, czego mi tak bolesnie brakuje… Jak tylko się ona pojawia, skłaniam swoje serce by dziękowało za to co dostałam. Nawet jeśli na krótko, czy z deficytami. Bo gdy dobrze popatrzę, odkrywam, że wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. I gorycz blednie.
Piękne po prostu ❤ podziwiam. CIeszę się. Pozytywnie zazdroszczę 😉 i dziękuję że jesteś- Ty Kasiu i to właśnie piękno i mądrość, które są w Tobie, a którymi obdarzyłaś dziś i mnie. Chcę się uczyć. Chcę! ❤💪