Przejdź do treści

Pokorna Nieskończoność daje (mi) WSZYSTKO

Za każdym razem, kiedy ksiądz przynosi do naszego domu żywego Jezusa nie pojmuję. Nie pojmuję jak nieskończony Bóg może przychodzić osobiście do naszych czterech ścian. Pozwala mi się spowiadać, zadawać pytania, dzielić wątpliwościami, moim ograniczonym pojmowaniem go, czasami niezrozumieniem w tak bliskiej, żywej obecności. Siedzi naprzeciwko mnie w kieszeni koszuli spowiednika. Nie pojmuję, kiedy jest Ciałem zamkniętym w tak kruchym Chlebie. Nie ogarniam jak może chcieć przychodzić do mojego ciała i mojej duszy- nie ma co udawać, że perfekcyjnych. Ogromnie mnie to porusza i pozostaję w takim stanie jeszcze trochę po odejściu księdza-ojca*, który nam Pana Jezusa przynosi**.

„[…] jestem cichy i pokorny sercem […]” (Mt 11, 29)- czytamy dziś.

Jak pokornym trzeba być, żeby kogoś, żeby mnie traktować jako cały swój świat? Jak Nieskończony może tak się uniżyć, tak mi (!) służyć (!), żeby w pewien sposób stać się Skończonym. Mój grzech, moja słabość ogranicza Boga. Daje mi się On przez to poznać na tyle, na ile jestem w stanie Go przyjąć. Zastanawiałam się dlaczego Bóg w Starym Testamencie pokazywał się jako Sprawiedliwy Władca, który raczej panuje niż służy. Czy na tyle starotestamentalni ludzie byli gotowi Go przyjąć? Czy „tylko” taką część Boga mogli ogarnąć swoim umysłem czy sercem? Dlaczego mi taki On się czasami jawi- człowiekowi żyjącemu po Chrystusie? Z pewnością ma to związek z różnymi moimi zranieniami. Podobnie jak ludzie Starego Przymierza mający ranę z Raju, która czekała na zbawienie. Ja zbawiona już jestem. Mam to szczęście, ale jak pisałam kiedyś zbawienie już jest i jeszcze nie jest moim udziałem. Jemu ta moja słaba małość objawiająca się w grzechu, moje marne wybory jednak nie przeszkadzają, by krok za krokiem pokazywać mi więcej Siebie.

„[…] Jestem, który Jestem […]” (Wj 3, 14)- mówił Mojżeszowi Bóg o sobie w Księdze Wyjścia, o czym też dziś czytamy. „Jestem i miłuję świat dając Ci swego Syna” (por. J 3, 16)- zdaje się uzupełniać Bóg w Ewangelii- „Zobacz jaki Jestem patrząc na Syna”. Czyni przez to kolejny krok w moją stronę, bym mogła poznać następną cząstkę prawdy o Nim. Nie przeszkadza Bogu moja ograniczoność, by przyjść z Dobrą Nowiną objawioną w Jezusie. Nie jestem w stanie jej w pełni przyjąć tu na ziemi. Choć patrząc na to inaczej jestem jednak w stanie przyjąć ją w całości. W mojej całości, czyli pozwalając Bogu napełnić całą objętość mojego serca, które obecnie „posiadam”. Serca moich Chłopców poznają Boga przychodzącego z Dobrą Nowiną przez naśladowanie, można powiedzieć mało rozumiejąc. Ale to ich obecna pełnia. Nie są w stanie zaaplikować więcej w swoje dziecięce serca. To Bogu „wystarcza” do zbawienia ich dusz. Kiedyś usłyszałam refleksją o tym, że rodzic będący w Komunii z Jezusem zapewnia tą Komunię także swemu małemu dziecku. Nie wiem na ile to prawda, ale przypominam sobie czasami o tej myśli przyjmując Jezusa podczas Eucharystii. Moje serce jeszcze dwa lata temu miało inną objętość, a tym samą obszar do zapełnienia niż dziś. Inne było dziesięć lat temu. Ważne by być w drodze z Nim. By nie zatrzymać się na Pierwszej Komunii czy choćby na Sakramencie Małżeństwa. By w miarę wzrastania serca (duchowego, ale też tego fizycznego) Tato mógł je nam napełniać tak, by się ta Jego Miłość z nas aż wylewała, bo On inaczej nie potrafi.

„Bóg nie potrafi dawać mniej niż wszystko. Kiedy On coś daje, to daje siebie samego, co jest wszystkim”- jak powiedział kiedyś papież Franciszek. I dodał: „I to jest styl chrześcijanina: poszukiwanie pełni, przyjmowanie pełni unicestwionej (na krzyżu- jak powiedział w innym miejscu) i podążanie tą drogą.” No łatwe to to nie jest. Ale to, co czyni mnie radosną to fakt, że Bóg daje mi siebie samego dostosowując się niejako do mojej obecnej kondycji duchowej. Ogranicza siebie, by przyjść do mnie z pełnią zbawienia na tyle, na ile jestem w stanie ją w tym momencie przyjąć. Przychodząc do mnie w ten sposób pociąga mnie (w wolności, z delikatnością) jednak do podążania dalej tą drogą, by móc więcej i więcej, choć za każdym razem w całości, mi się dawać.

Dobra Nowina wypływająca z tego mam wrażenie niełatwego (przynajmniej dla mnie 😉 ) tekstu? POKORNY Bóg pokonujący odbierającą mi szczęście pychę, Jego NIESKOŃCZONA Miłość w Synu objawiona oraz WSZYSTKO, czyli On sam chcący mi się dawać w każdej chwili, niezależnie od objętości mojego serca i przekreślający we mnie starego człowieka z Raju- Adama, na rzecz Nowego Adama, z którym jednoczę się w Komunii- Jezusa.

Jak to pojąć?

 

* Wpis zainspirowany dzisiejszą rozmową z tymże księdzem- ojcem. W dużej mierze wiele z tych refleksji usłyszałam właśnie od Niego. Mam nadzieję, że niczego nie przekręciłam, nie zbłądziłam w refleksji i nie popełniam żadnej profanacji teologicznej.

** Jeżeli tekst okaże się w trakcie czytania go zbyt przytłaczający dla Ciebie, to proszę przeczytaj tylko ostatnie zdanie wpisu. Muszę przyznać, że wykracza momentami poza mój zakres pojmowania Boga. Zastanawiałam się czy go w ogóle puszczać w świat.Takie mam różne dziwne myślowe wątpliwości co do tego wpisu. Ostatecznie uznałam, że Duch Święty nawet przez trudne czy niedoskonałe słowa może podprowadzić Cię do Siebie, więc ryzykuję (pół żartem, pół serio 😉 ). Jestem na życiowej Drodze Krzyżowej, stąd tyle w moich wpisach Krzyża, ale na szczęście mogę Nią iść w perspektywie Zmartwychwstania. Za każdym razem staram się szukać Dobrej Nowiny. I tego się trzymać! W planach mam też lżejsze tematy jakby co 😉 .

 

Obraz StockSnap z Pixabay

 

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *