„[…] O tej porze za rok znów wrócę do Ciebie, twoja zaś żona, Sara, będzie miała wtedy syna […].” (Rdz 18, 10)- słyszeliśmy wczoraj.
8.06.2018r. w naszym życiu rodzinnym nastąpiło poważne tąpnięcie. Operacja usunięcia parszywego guza mózgu MNM z komplikacjami. Śpiączka. Nie tak miało być. Ekstremalnie trudny czas w moim życiu właśnie się zaczynał. Po roku sytuacja zewnętrzna nie zmieniła się diametralnie. Jest inaczej. MNM żyje, ale wymaga stałej pomocy przy prawie każdej życiowej czynności. Oddycha, przełyka, pije i rusza rękami samodzielnie. Mamy niewielki kontakt, praktycznie głównie przez dotyk. Nadal jest skrajnie trudno. Jest to już jednak trud w pewnym sensie oswojony. Trochę nauczyłam się w nim poruszać. Nie jest to stan wymarzony, który bym oczekiwała. Bóg chce mnie z niego wyprowadzić, bo to też nie jest Jego plan ostateczny dla mnie. Chce On jednak wycisnąć z tej sytuacji maksimum dobra. Wierzę w to mocno. Prowadzi mnie z Egiptu do Ziemi, którą mi obiecał.
Jak to robi?
Od Marty do Marii
Jakiś czas na długo przed obecną sytuacją, w pewnej chwili, kiedy się o coś martwiłam, MNM powiedział z czułością do mnie: „Marto, Marto”. Zrobił to w taki sposób, że zamiast odebrać to jako przytyk, „rozwalił” w jednej chwili moje zmartwienia. Komentarz do wczorajszej Ewangelii (Łk 10, 38-42) o. Szustaka* opowiedział moją historię. „Niesamowite!”- pomyślałam. Jeszcze rok temu byłam Martą. Byłam typem katolika wypełniającego sumiennie obowiązki, ale jednak szukającego bliskości z Bogiem. „Coś” jednak nie działało. Zaczęłam do Niego wołać, żeby w końcu z tym „coś” zrobił porządek. Chciałam być blisko Boga, traktować go jako najlepszego Tatę, ale nie umiałam tego zrobić. Patrząc na ostatni rok, dzięki tej Ewangelii skomentowanej w taki sposób, widzę jaką drogę przeszłam. Wtedy byłam Martą, a dziś jestem w połowie drogi do Marii. Bóg jest mi bliski. Przeszliśmy od znajomości do bliskości. Marią jeszcze nie jestem. Ewangeliczna Maria, siostra Łazarza, to meta (która oczywiście nie oznacza spoczynku) w budowaniu relacji z Bogiem. Maria to Miłość moja do Boga. Od dawna chodzę z pragnieniem, by Bóg mnie w sobie rozkochał. To się dzieje! Kawał drogi już za mną, ale też jeszcze sporo przede mną.
znajomość -> bliskość -> miłość
MARTA (ostatni rok) JA (dziś) MARIA
Przeszłość i przyszłość czy tu i teraz?
Ten ostatni rok nauczył mnie nie wybiegać w przyszłość, a na zajmowanie się przeszłością nie miałam czasu. Żyję dziś, teraz, bo na to mam wpływ- na chwilę obecną. Jednak od przeszłości i przyszłości nie da się, a nawet nie można się zupełnie odciąć. Przyszłość, jak Bóg pozwoli, będzie moim udziałem. Mogę być nią przerażona. Wizja samotnej mamy z dwójką Synów nie napawa po ludzku optymizmem. Ja jednak mam tę łaskę, że często patrzę, jak już moje myśli tam pobiegną, na nią z nadzieją, że Bóg się o nas zatroszczy. Przeszłość natomiast to moja tożsamość. Przeszłość mnie ukształtowała. Dziś odkrywam, że ma jeszcze jedną pozytywną funkcję. Może pokazać mi gdzie jestem na mojej drodze teraz. Cofnęłam się? Stoję w miejscu? Idę? Jeśli się cofnęłam lub stoję w miejscu, mogę się otrząsnąć. Później mogę wziąć kilka głębokich modlitewnych wdechów. Tu i teraz mogę w końcu zrobić pierwszy krok do przodu. Jeśli idę, to wspaniale! Mogę iść dalej, o ile uznam, że to naprawdę dobry kierunek. Dzięki Ewangelii o Marcie i Marii wiem, że zbliżam się do Jezusa. Jak to dobrze widzieć, że ta ciemna dżungla właśnie do Niego mnie prowadzi!
Słowo Boże i wytrwałość
Co się wydarzyło, że Bóg staje mi się coraz bardziej bliski i codziennie czekam na to, co mi powie? „Błogosławieni, którzy w sercu dobrym i szlachetnym zatrzymują słowo Boże i wydają owoc dzięki swojej wytrwałości” – słyszeliśmy we wczorajszej aklamacji (Por. Łk 8, 15). Przez długi czas czytałam Słowo na dany dzień, ale nic Ono do mnie nie mówiło. Być może robiłam to źle: o złej porze dnia, nie wiedziałam czego w nim szukam, nie rozumiałam go, nie znałam kontekstu jak wykształceni teologowie, co mnie zniechęcało. Czytałam jednak go wytrwale. W pewnym momencie „Słowo Boże się otworzyło”*. Bez fajerwerków, objawienia przy chórach anielskich. Bez spektakularnego momentu. Bez olśnienia. Ciągle Biblia jest dla mnie wielką tajemnicą. Kontekstu wydarzeń z życia Jezusa nadal wszystkich nie znam. Dziś wiem, że to właśnie wytrwałość, a ostatecznie łaska Boża doprowadziły mnie do momentu, w którym każdego dnia tęsknię za tym, co dziś chce mi powiedzieć Bóg.
Córka, żona, mama
W przeciągu tego ostatniego roku zdarzało się, że targały mną różne pytania, wątpliwości, zwątpienia. Co najmniej kilka razy dostałam błyskawiczną odpowiedź od Pana Boga. Jednym z takich momentów była chwila, kiedy Youtube zaproponował (o ile dobrze pamiętam) mi pewien filmik**. Znowu o. Adam. I znowu opowiadał o mnie. Jak On to robi?!?! 😉 Wczoraj, kiedy słuchałam o Sarze, której Bóg obiecał w przyszłym roku syna, przypomniałam sobie o tym filmiku. Za rok o tej samej porze jest trudno, ale duchowo jestem w zupełnie innym miejscu.
Bliskość z Bogiem, która zaczęła się dziać naturalnie wpłynęła na to, kim jestem. A jestem Jego córką, żoną MNM i mamą Chłopców (oraz Córki zrodzonej dla Nieba). Nie tylko, ale to są moje główne role życiowe. Co się zmieniło? Słucham Słowa Bożego, a On odpowiada na moje pragnienia. Służę MNM bez oczekiwania dostania czegoś w zamian od Niego. Nie martwię się o Chłopców, bo wiem, że jest Bóg, Tata, który troszczy się o nich z nieskończenie większą Miłością niż ja!
Jest nadzieją, że za rok będzie lepiej!***
* koniecznie posłuchajcie: https://dominikanie.pl/video/cnn/cnn-136-dwa-rodzaje-katolikow/
** https://www.youtube.com/watch?v=2rXJ976oq4E
*** Muszę przyznać, że to niesamowicie dla mnie ważny wpis. Gdyby nie ten blog, być może nie zmotywowałabym się, żeby tak właśnie na ten ubiegły rok oraz na to, co przed nami popatrzeć.
Obraz Free-Photos z Pixabay
Łaska Boża plus wytrwałość to pewny owoc. Zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak Ty/Wy – trwa w Bogu 🙂
Dzięki Kasia za ten wpis. Za rok na pewno będę w innym miejscu. Oby duchowo i nie tylko lepszym!