Przejdź do treści

„Nie chcę iść do Nieba”

– powiedział dziś na wieczornej modlitwie Pierworodny, a w zasadzie mówił co najmniej kilkanaście razy- „Nigdy! Chcę zostać na zawsze na ziemi… Z Tobą”- dodawał w kółko jeszcze podczas zasypiania. Do tego TEN rodzaj płaczu i podkówki na buzi, który tnie moje serce na małe kawałeczki. W środku. Na zewnątrz robię wszystko, by dać przestrzeń do rozmowy, do zadawania pytań, do zapewnienia o moim zrozumieniu, wsparciu. Wspólne szukanie super fajnych rzeczy, które w Niebie będą. Bez mocnego przekonywania i absolutnie bez negowania Jego emocji. Przypominanie o tym, że Go kocham i Pan Bóg kocha. To drugie to, mam wrażenie, dla Niego totalna abstrakcja. No bo jak ten Pan Bóg jest skoro Go nie widać? A tym bardziej jak może kochać? Takie i podobne pytania przewijają się w naszych rozmowach już od jakiegoś czasu.

Dawno tego nie było. Temat śmierci towarzyszył nam dość mocno rok temu, kiedy to życie MNM wisiało na włosku. Teraz tak naprawdę nadal wisi. Czasami rozmowy inicjowałam ja, kiedy czułam zainteresowanie Pierworodnego, a czasami On sam. Wtedy swoje serce trzymałam zawsze (przy nim) na wodzy i starałam się być całkowicie w tym, co mówi, słuchać uważnie, rozmawiać, pozwalać na wyrażenie emocji. Śmierć nie jest u nas tematem tabu. Zapewne dzisiejsze słowa Pierworodnego odebrałabym inaczej, gdyby śmierć nie zaglądała nam przez okno. Ot, stwierdzenie nierozumiejącego jeszcze dziecka. Od ponad pół roku sytuacja zdrowotna MNM nie zmienia się jakoś znacząco, więc bardziej skupiliśmy się na życiu niż na śmierci. Do dziś.

Choroba postępuje

Myślę, że jednym z powodów, które obudziły te właśnie emocje w Pierworodnym jest nasz ostatni czas i to, co się w nim dzieje. Jak pisałam kondycja zdrowotna MNM nie ruszała się ani w jedną, ani w drugą stronę przez długi czas. Teraz pojawiły się pewne symptomy postępu choroby. Nie są drastyczne, ale są. Musiał zostać włączony dodatkowy lek, który ma swoje skutki uboczne. Pozostał nam wyraźnie osłabiony kontakt wzrokowy i coraz mniejsza reakcja na dotyk. I jeszcze kilka innych niepożądanych objawów, które powróciły po długiej nieobecności i te, które są nowe.

Ma to oczywiście wpływ na moją kondycję wewnętrzną, co w konsekwencji naturalnie wpływa na Chłopców. Do tego zmęczenie, niewyspanie, monotonia powodują, że emocje (moje i Dzieci) skaczą sobie jak chcą. Rozmowy z pielęgniarką, fizjoterapeutką, lekarzem. Między mną a Babcią. Telefoniczne. Wiedzą co się dzieje.

Słowa, które padają między słowami. Nerwy. Brak cierpliwości. Chłopcy to słyszą, widzą, czują. Trudno byłoby ich od tego odizolować całkowicie. Emocje się gromadzą. A potem uchodzą. W różny sposób. Dobrze, kiedy tak jak dziś. Jestem dumna z Pierworodnego (i siebie), że mi o tym powiedział.

Śmierć a Wniebowzięcie

Kolejnym zapalnikiem trudnych uczuć myślę, że było dzisiejsze święto. WNIEBOWZIĘCIE MARYI.

Zrobiliśmy sobie wycieczkę rowerową do kościoła. Msza Święta. Wspólny czas. Tylko On i ja. W drodze powrotnej nie mogliśmy ominąć busa z lodami. Starałam się wytłumaczyć Pierworodnemu co dziś świętujemy. Krótka rozmowa, a w zasadzie mój monolog o tym jak to Maryja została wzięta do Nieba. Nie zadawał pytań. Uznałam, że to, co powiedziałam Mu wystarczy, choć miałam wrażenie, że zrobiłam to nieudolnie.

Nie przypuszczałam, że mogą Mu na myśl przyjść przykre skojarzenia… Ze śmiercią, która jednocześnie jest ogromnym bólem i wielkim szczęściem, choć o tym pierwszym nie opowiadałam.

Niebo- wierzę?

Każda rozmowa z Pierworodnym o śmierci czy o życiu w Niebie była i jest dla mnie wielkim pytaniem o moją wiarę. Natychmiastowo stawia mnie na baczność i zmusza do odpowiedzi. Za każdym razem tak bardzo chcę Mu opowiedzieć o tym, jak cudownie jest w Niebie. Tak bardzo chcę, żeby wiedział, że Tato jest w najlepszych możliwych rękach- w rękach Boga. Czy ja sama w to wierzę? Wierzę, ale… Nie mogę pozbyć się tego „ale”. Jak kula u nogi mi ono. Mam w sobie rozdwojenie między bólem tęsknoty a pragnieniem szczęścia wiecznego dla MNM. Trochę w bezsilności mogę jedynie zawołać:

Wierzęzaradź memu niedowiarstwu! (Mk 9, 24b)

 

Odpowiedź

Od kilku dni moja głowa nuci odpowiedź na te czy inne pytania i wątpliwości.

Nie było i nie będzie
innej odpowiedzi
na moje pragnienia
na moje tęsknoty
tylko Chrystus Pan

 

Pragnę i tęsknię. Niezdarnie, nieskładnie, nieumiejętnie. Dziś modlę się krótko: Jezu, ufam Tobie!

 

 

Obraz beate bachmann z Pixabay

2 komentarze

  1. Sylwia Sylwia

    Mogłaś Mu powiedzieć, że przecież w niebie też będziecie razem ;).

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *