Czego najbardziej boisz się usłyszeć? Co jest absurdalne i niemożliwe?
– czytam w dzisiejszym franciszkańskim komentarzu do czytań*. Obok tego, że MNM wyzdrowieje odpowiedziałam sobie, że własnej wolności. Trudno mi uwierzyć w to, że będę całkowicie wolna. Nad tym czym jest wolność zastanawiam się już od dawna. Kilka dni temu miałam w tej sprawie błysk z nieba (mam nadzieję 😉 ). Dzisiejszy komentarz zmobilizował mnie, żeby przełamać senność i zmęczenie, które daje się we znaki i napisać w końcu.
„Wolność jest w nas”(?)
To zdanie usłyszałam jakiś czas temu po tym, jak powiedziałam komuś, że nie potrafię być wolna w pewnej relacji. Co ze mną jest nie tak, że wolna nie jestem? Czy to tylko ode mnie zależy? Zaczęłam bardziej intensywnie temat wolności drążyć. Myśleć o nim i mieć otwarte serce na to, co Pan Bóg ma mi w tej kwestii do powiedzenia. Po pierwsze czym jest, a po drugie jak ją w sobie znaleźć, jeśli rzeczywiście ona we mnie jest? To chciałabym wiedzieć.
Wolność w piecu
W czasie ostatniego roku chodzę z różnymi zdaniami, które do mnie mocno przemówiły i zostały ze mną. Jednym z takich tekstów, który intensywnie we mnie pracuje jest:
Nie musimy tobie, królu, odpowiadać w tej sprawie. Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś (Dn 3, 16b-18).
Zaczęłam tym Gościom porządnie zazdrościć (w zdrowym tego słowa znaczeniu). Ja też tak chcę! Chcę dziękować w każdym położeniu, bo wola Boża jest najlepsza (por. 1 Tes 5, 18). Chcę za Hiobem błogosławić imię Boga w tym, jak daje i wtedy, kiedy zabiera (por. Hi 1, 21). MNM zostanie cudownie uzdrowiony? Świetnie! Glejak zniszczy Jego ciało i niedługo umrze? Nadal świetnie! No, bo przecież: Wola Boża? Uwielbiam! . Łatwo to odczytać jako ironię. Cudownie, kiedy jest (po ludzku) źle? Brzmi jak jakieś uwielbienie cierpienia. Zalatuje masochizmem. Tu jednak nie chodzi o uwielbione cierpiętnictwo, a o Boga i Jego kochającą wolę względem nas**. Kolejny high level w drodze do Raju.
Przywiązanie
Baal oznacza nieporuszonych bożków, panujących nad konkretnym miejscem. Odrzucenie Boga żywego, pełnego życia, mocy i miłości zaczyna się od przywiązania(!) do miejsca, rzeczy, statusu, przeżyć, poczucia bezpieczeństwa, stabilności, a więc od niechęci do rozwoju, do rezygnacji z czegoś, od braku gotowości do wysiłku i do zmiany czegokolwiek realnie. Będąc w drodze z Bogiem nawet w ciemnej dolinie mamy nadzieję, a chcąc zachować swoje bezpieczne gniazdko łazimy nieraz ze zwieszoną głową i ciężkim sercem.***
I znowu Franciszkanie ustawiają mi serce. Ile to razy moja głowa była zwieszona, a serce ciężkie. Jak bardzo jestem przywiązana do miejsca i mieszkania, w którym mieszkam? Ile rzeczy potrzebuję, bez których życia sobie nie wyobrażam? Jak mi dobrze z moim statusem materialnym, cywilnym, duchowym?Jak bardzo pragnę coś przeżyć, zażyć konkretnych doświadczeń? Ile we mnie strachu przed burzą, nieukładaniem rzeczy po mojej myśli? Jak bardzo pragnę życia na moich warunkach? Stabilnego. Bez zaskoczeń (tych przykrych). I jak bardzo to wszystko hamuje rozwój, zmianę. Jak bardzo to niszczy moją wolność!
Będąc w ciemnej dziurze mam nadzieję. Choć bardziej zgodnie z prawdą należałoby napisać, że ją miewam. Albo może miewam momenty bez niej? Szala w różne strony się przechyla. Wzrok Jezusa, Jego Ciało i Słowo dźwigają mnie jednak do nadziei, kiedy ją tracę.
Brak przywiązania „grozi” wolnością
I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. (Mt 19, 29)
Długo buntowałam się na te słowa. Najpierw mamy opuścić rodziców, żeby złączyć się ze swoim małżonkiem, a potem i jego mamy zostawić (por. Mt 19, 5)?!?! Dziś w tej propozycji Jezusa słyszę zachętę do wolności. Do braku przywiązania, a nie do obojętności w miłości.
Ten nasz ostatni czas, mam wrażenie, prowadzi mnie do wolności, którą mieli Szadrach, Meszach i Abed-Nego. Oni wiedzieli, że cokolwiek będzie, będzie dobrze. MNM też to wiedział. Starał się o tym przekonać mnie i każdego, kto był smutny i załamany nowiną o Jego chorobie.
Jak kochać męża, dzieci, przyjaciela, żeby z miłości oddawać za nich życie swoje (czy to na Krzyżu, czy prosto- w codzienności) i jednocześnie przy tym być wolnym w tej relacji, czyli zupełnie nieprzywiązanym? Ja nie wiem jak, ale wiem Kto wie. Patrzę na JEZUSA- Syna Bożego kochającego mnie szalenie, ale zawsze w przestrzeni wolności- Swojej i mojej, bez uwiązywania mnie.
Jezus był jako Człowiek całkowicie wolny. Bóg jest wolny. Idę. Czasem biegnąc. Czasem stawiając małe kroczki. Czasem pełznąc. A czasem włączając bieg wsteczny (niestety). Idę ku WOLNOŚCI!
* https://3zdania.pl/2019/08/22/a-gdyby-przemowil-do-ciebie/
** „Uwielbienie polega na akceptacji teraźniejszości- jako cząstki kochającej Bożej woli względem nas.” (Merlin R. Carothers, Moc uwielbienia)
*** https://3zdania.pl/2019/08/19/smutny-bo-mial-wszystko/ – komentarz do Ewangelii Mt 19, 16-22
Obraz z Pixabay