Uwielbiam niespodzianki. Te miłe oczywiście. Chyba największą radość odczuwam wtedy, kiedy się nie spodziewam. Dzisiejsza noc i poranek zupełnie nie zwiastowały dobrego dnia. Tej niedzieli przyszła jednak do mnie radość. Tak po prostu. Podobna do tej, kiedy pierwszy raz pojawiła się myśl o założeniu bloga. Słońce świeciło dziś za oknem. I słońce było w środku. Przyszło natchnienie do ułożenia słów w tekst. Kiedy Duch Święty przychodzi, przynosi radość. Radość pisania. Radość dzielenia z innymi.
Taki niespodziewany dzień
Radość, kiedy piłam ciepłą (!) kawę (pomimo tego, że jej nie dokończyłam 😉 ) patrząc jak Pierworodny bawi się kolejką. Kiedy wspólnie przygotowywaliśmy ulubiony tort dla Taty na Jego jutrzejsze święto. Kiedy mój Pomocnik podjadał masę, herbatniki, a na koniec polewę czekoladową. Potem tą polewą usmarował swoją buzię Ostatniorodny, a oczy błyszczały mu w zachwycie. A potem jeszcze raz zabłysły, kiedy wydłubywał palcem różę z rogalika. I nawet to jego „nie” opanowane do perfekcji we wszystkich tonacjach i barwach głosu było dziś jakieś takie radosne.
Radość z odwiedzin Przyjaciół, którzy obdarowali nas hummusem pełnym miłości i słoikiem z jedzeniem o dziwnej nazwie (są wegetarianami 😉 ), której nie pamiętam. Zapamiętałam, że dobrze „to coś” zjeść z makaronem. Dobra moja! Przy słoiku dyndały zawiązane wstążką różowe goździki z powyższego zdjęcia. Radość, bo dzieci w końcu odzyskały zdrowie, a MNM przestał kaszlać i się dusić.
Uradowałem się, gdy mi powiedziano: „Pójdziemy do domu Pana” (Ps 122, 1)
– czytamy w dzisiejszym Słowie. Była we mnie wielka tęsknota i radość za Eucharystią. Zewnętrznie wyraziłam ją nieubieraną od dawna spódnicą i włosami zawiązanymi w kucyk (zamiast w kok, który ostatnimi czasy mam w zwyczaju). Jadąc na Mszę Św. z Pierworodnym włączyłam płytę zespołu Exodus 15 i usłyszałam:
Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu,
wznośmy okrzyki na cześć Skały naszego zbawienia:
przystąpmy z dziękczynieniem przed Jego oblicze,
radośnie śpiewajmy Mu pieśni!
Albowiem Pan jest wielkim Bogiem
i wielkim Królem ponad wszystkimi bogami:
głębiny ziemi są w Jego ręku
i szczyty gór należą do Niego.
Morze jest Jego własnością: bo On sam je uczynił,
i stały ląd ukształtowały Jego ręce.Wejdźcie, uwielbiajmy, padnijmy na twarze
i zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył.
Albowiem On jest naszym Bogiem,
a my ludem Jego pastwiska
i owcami w Jego ręku. (Ps 95, 1-7)
Radość trwała.
„Mama, a Ty wiesz kto to jest złodziej? To ktoś, kto chce mieć wszystko”- usłyszałam w aucie w drodze do kościoła. A już po wysiadce: „Mama, mama, mamuuuuuusia” połączone z przytulaniem. „Chcesz iść jeszcze na tyrolkę na plac zabaw (obok kościoła- przyp. mój)”- zapytałam, kiedy dojechaliśmy chwilę wcześniej. „Taaaaak! Po całej kuli ziemskiej się rozniosło to «tak». Nawet na północy było słychać”- podskakują odpowiedział z elokwencją zdaniem złożonym Pierworodny. Radość z bycia mamą.
Na Mszy Św. Pierowordny zachowywał się nadzwyczaj spokojnie zanurzając się w tworzenie sztuki kościelnej. Muszę przyznać, że dziś naprawdę wzniósł się na wyżyny swoich możliwości, bo za rysowaniem zazwyczaj nie przepada. Chyba hitem (z kategorii: sacrum) dzisiejszej kumulacji radości okazała się intencja Mszy Św. Ja, ogarniająca zazwyczaj bez zarzutu kalendarz, zupełnie zapomniałam o tym, że zamówiłam Mszę Św. za MNM, rodziców i osoby modlące się za Niego. Nie wiem dlaczego tego sobie nie zapisałam. Wiele powodów do radości jest też w dzisiejszym drugim czytaniu (Kol 1, 12-20). Eucharystię zakończyłam ze słowami, które przyszły podczas modlenia się ostatnią pieśnią: „Boże, źródło radości!”.
Potem ścigaliśmy się z Pierworodnym do auta stojącego na parkingu. Na zaparowanej szybie syn narysował telefon, a potem cieszył się z tego, że „rysunek” skrzył się światłami latarni. W drodze pomodliłam się tajemnicą radosną „Nawiedzenie św. Elżbiety” i ogarnęła mnie radość z powodu wychodzenia do innych przez ten blog. I radość ze stałych bywalców i nowych osób, które się tu pojawiają.
Wróciliśmy, a w domu przywitał nas najedzony (czyt. zadowolony) Ostatniorodny z Babcią, który później zjadł samodzielnie (rzadkość to niestety) kolację siedząc przy stole z bratem. „Kiełki są bardzo dobre!”- rzucił w trakcie wieczornego posiłku Pierworodny powodując palpitacje serca wywołane niekończącymi się dziś powodami do radości. By uczcić taką złotą serię, wsunęłam czekoladowe ciasto fasolowe o zapachu troski (i piernika, z którym przytulał się w pudełku), które dostaliśmy od drugich Przyjaciół. Dzieciom zostawiłam je na jutrzejszy poranek, bo połączenie ciecierzycy (hummus) z fasolą (ciasto) mogłoby nam zbyt mocno zepsuć atmosferę nocnego snu 😉 .
I kiedy już połowa rodzeństwa rozebrana była do golasa w celu zainstalowania się w wannie, zadzwonił domofon. Przyjechały ręcznie zrobione pierniczki (tak, tak, święta tuż tuż 😉 ) i pewne chińskie czapki z… ruchomymi uszami. Jedna w kształcie pandy, a druga pisklaka. To hit dzisiejszego dnia z kategorii: profanum. Możecie się domyślić, że radosnym śmiechom Chłopców, i nie tylko, nie było końca 🙂 .
Nie nadążałam dziś z notowaniem. Nie chciałam zapomnieć tych wszystkich momentów, ale większość chyba udało się ubrać w słowa. W tamtym tygodniu modliłam się przy ikonie Matki Bożej Pocieszenia. Przyszła. Dziś jestem po drugiej stronie wahadła. Wyjechałam za granicę.
Nie spodziewałam się takiej niedzieli. Dlatego było tak super! I tak zwyczajnie, bo przecież bez fajerwerków specjalnych. No może oprócz czapek 😉 .
Taka niedziela Chrystusa Króla Wszechświata
Uwielbiam historie, kiedy Bóg z lichego robi wielkie wow! Mizerne chuchro, pogardzane przez rodzeństwo- Dawid z dzisiejszego pierwszego czytania- zostaje namaszczony na króla (2 Sm 5, 1-3). Maryja- niepozorna kobieta z małej mieściny staje się Mamą samego Boga i nas wszystkich. Jezus urodzony w stajni, gdzieś na końcu świata, zostaje Królem Wszechświata.
Chyba nikt się nie spodziewał tego, w jaki sposób zakróluje.
Mam Tatę, który rządzi światem! Ty też masz. Czy w to wierzysz czy nie 🙂 !
Pięknie i w temacie pozdrawiam