Nadszedł ten dzień – dzień koronacji lwa Leona I na króla Krainy Wszystkich Zwierząt. Cała rodzina królewska, a w szczególności najmłodszy jej członek Leon II, z niecierpliwością oczekiwała na ten moment od siedmiu miesięcy. Uroczystość miała nastąpić dopiero za jakiś czas, ale nieoczekiwanie zmarł dziadek Leona II, a wtedy większość przygotowań była jeszcze w powijakach. Prace ruszyły więc pełną parą, aby mimo wszystko ten dzień był wyjątkowy i uroczysty.
W dniu święta wczesnym rankiem Leon II wybrał się w głąb lasu, aby znaleźć dla swego Taty wyjątkowy prezent. Nie miał pomysłu, co by to mogło być, więc rozglądał się dookoła, by dostrzec coś niezwykłego. Trzeba jednak przyznać, że był tym tak pochłonięty, iż niezbyt uważnie patrzył pod nogi. I wtedy stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Młody lew wpadł w ogromną dziurę wykopaną przez myśliwych!
Pewnie zastanawiacie się, czy wyszedł z tego cało? No cóż, poturbował się trochę, ale na szczęście nie stało mu się nic groźnego. Kiedy nieco ochłonął, zorientował się jednak, że zupełnie nie wie, jak ma się wydostać z dziury.
– Nie tak miało być! – krzyczał rozgoryczony. – Chcę być na koronacji Taty!
Próbował się wspiąć na powierzchnię, ale bezskutecznie. Wołał o pomoc, lecz nikt nie nadchodził.
– Na pewno uda mi się wydostać, na pewno zdążę, muszę… – powtarzał sobie z początku, podejmując coraz to nowe próby oswobodzenia się z pułapki. Ale, szczerze mówiąc, z biegiem czasu miał coraz mniej WIARY, że to jest możliwe. W końcu usiadł i gorzko zamyślił się nad swoim niewesołym losem.
– Koronacja już się pewnie rozpoczęła – westchnął ze smutkiem po kilku godzinach.
– Pomóc ci? – usłyszał nagle nad sobą czyjś głos.
– Tak! Nareszcie! Tak, tak, proszę, wyciągnij mnie – wykrzyknął Leon II z radością, spodziewając się, że jakieś potężne zwierzę jednym ruchem wydobędzie go z dołu, w którym spędził już tyle czasu.
Ale prawie natychmiast jego entuzjazm przerodził się w zwątpienie, kiedy zobaczył, że autorką słów jest… mucha. Jak taki mały owad miałby pomóc wielkiemu lwu? Mucha Matylda, bo tak miała na imię, zauważyła kwaśną i rozczarowaną minę Leona, a mimo to wkroczyła do akcji. Zaczęła go gilgotać w lewą stopę, gdzie miał największe łaskotki. Lew, uciekając przed atakiem muchy, zaczął wbijać swoje ostre pazury w ściany dziury, do której wpadł. Nagle – ku swojemu zdziwieniu – spostrzegł, że wygramolił się na powierzchnię. Był uratowany! I miał jeszcze szansę zdążyć chociaż na koniec uroczystości koronacyjnych Taty.
– Masz dziwne sposoby pomocy – powiedział Matyldzie po tym, gdy już dziesięć razy podziękował jej ocalenie życia. – Ale najważniejsze, że skuteczne. Zapraszam cię serdecznie na ucztę koronacyjną. Muszę cię przedstawić moim rodzicom. Nie uwierzą, gdy im powiem, że mnie uratowałaś. A teraz jak najszybciej pędźmy do domu!
Kiedy zdyszani dotarli na polanę, Leon I wkładał właśnie koronę na głowę. Syna władcy rozpierała radość i duma.
– Matyldo, nie wiem, jak ci się odwdzięczę za to, że mogłem to zobaczyć – powiedział młody lew.
Po koronacji zaczęła się wystawna i podniosła, a jednocześnie radosna uczta. Mucha Matylda nigdy w życiu czegoś takiego nie widziała. Entuzjazm i ogólna wesołość spotęgowały się jeszcze bardziej, kiedy Leon II opowiedział wszystkim przerażającą historię o tym, jak to wpadł do dołu, a potem Matylda sprytnie go wybawiła. Wszyscy bawili się świetnie, łącznie z muchą, którą ta opowieść śmieszyła najbardziej.
Kiedy świętowanie dobiegło końca, Matylda, wylewnie żegnana przez rodzinę królewską, udała się w drogę powrotną. Było już trochę ciemno, dlatego nie zauważyła cienkiej pajęczyny i w nią wpadła. Pająka w tej chwili na niej nie było, ale mucha wiedziała, że może wrócić w każdej chwili, a wtedy marny jej los. Nie mogła się ruszyć i zaczynała być coraz bardziej przerażona, ale mimo wszystko nie traciła WIARY, że ta beznadziejna sytuacja może się jeszcze odwrócić.
– Nie tak miało być – powiedziała sobie cicho pod nosem, a potem uśmiechnęła się smutno. – Chyba już to dzisiaj słyszałam…
I właśnie wtedy, kiedy wydawało się, że nie ma wyjścia z tego okropnego położenia, pojawił się on – syn króla Leona. Nie zauważył Matyldy, ale przechodząc między drzewami, zerwał rozpiętą pajęczą sieć, dzięki czemu mucha była znowu wolna.
– Teraz ty mnie uratowałeś, jest remis – wykrzyknęła z wielką ulgą i wdzięcznością. Dopiero w tym momencie młody lew zorientował się, jaką przysługę wyświadczył swojej małej przyjaciółce.
– Wiesz co, Matyldo? – powiedział Leon II na pożegnanie. – Nauczyłaś mnie dzisiaj czegoś bardzo ważnego. Od teraz wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny i warto WIERZYĆ, iż każdą trudną sprawę można jakoś rozwiązać. Nawet z największego dołu, który dla muchy nie stanowi problemu, jest wyjście, a najsilniejszą sieć, będącą dla lwa niezauważalną cienką nitką, można zerwać. Trzeba tylko mieć WIARĘ.
Dziś życzę Tobie i samej sobie (bardzo tego potrzebuję) WIARY w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a na każdą poplątaną sprawę jest rozwiązanie! Najczęściej jednak nie takie, jakiego się spodziewamy. WIERZMY pomimo wszystko!
P.S. Dla jednych to odgrzewany kotlet, dla innych coś nowego. Dziś zobaczyłam na regale książeczkę, którą kiedyś wspólnie z Magdą i innymi osobami stworzyłam. Pomyślałam: „Dziś jest ten dzień, by i z Wami zacząć się nimi dzielić”.
Książka, a raczej bajki w niej zawarte powstały z potrzeby serca, pod wpływem chwili, natchnienia (mam nadzieję). Jako mama Wcześniaka wiem i pamiętam, jak trudny to był dla mnie czas, kiedy moje, nasze Dziecko przyszło na ten świat za wcześnie. Pewnego dnia poczułam, że chcę zrobić COŚ WIĘCEJ dla Rodziców Wcześniaków, bo wiem, że ten pierwszy najcięższy czas minie i będzie lepiej. Napisałam bajki z nadzieją, że wleją one choć odrobinę ukojenia w ich serca.
Bajki od mamy Dzielnego Wcześniaka dla Rodziców innych Dzielnych Wcześniaków. Moim marzeniem było, by znalazły się w szpitalach przy inkubatorach (tak się na małą skalę stało). Dla Rodziców, by mogli czytać je swoim zbyt szybko urodzonym Maluchom. Dla Dzieci, by głos Mamy i Taty dodawał im sił. Dla każdego jako ziarna Wiary, Nadziei i Miłości.
ilustracje wykonała Magdalena Franczok