Był słoneczny dzień. Maj. Przyroda pięknie obudzona do życia. Do kościoła poszliśmy na nogach. Częściowo. Gdzieś w połowie trasy stał zaparkowany motocykl, o którym MNM nie wiedział. Wsiedliśmy. MNM- w garniturze, ja- w białej sukience. Resztę trasy pokonaliśmy już jadąc. Zaparkowaliśmy pod kościołem. Zerkaliśmy do wnętrza, żeby zobaczyć gości. Rodzinę, znajomych, przyjaciół z ekipy muzycznej. Choć nie patrzyłam na siebie, to wiem, że w tym dniu uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nigdy wcześniej, ani nigdy później tyle się nie uśmiechałam. Nigdy tak szczerze, tak w wolności, tak naturalnie. Po prostu byłam szczęśliwa. Powiedzieliśmy sobie TAK. Na miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Aż do śmierci.
Wesele w Kanie Galilejskiej
Czytania na Mszę św. ślubną wybieraliśmy sami. Szukaliśmy niestandardowo. Mieliśmy pomysł, a ostatecznie było inaczej. Zdecydowaliśmy się na „oklepaną” (nie ujmując jej wartości) podczas ślubów Ewangelię. Wesele w Kanie Galilejskiej. Ta opowieść jest mi niesłychanie bliska od tego czasu. Wiele razy do mnie wracała i wraca z różnym przesłaniem. Tłumacząc. Prowadząc. Dając światło. Nadzieję.
I wzruszając. Jak choćby w tym miesiącu, kiedy to modląc się za dzieci w Różańcu Rodziców rozważam właśnie tą tajemnicę. Moje myśli płyną do stągwi kamiennych. Stągwi, które zbierały nieczystości, brudną wodę, może i wymiociny, mówiąc wprost. To symbol człowieka, który jakąś część życia był karmiony złym obrazem Boga, siebie samego, ludzi. Zbierał syf. Jezus bierze taką stągwię i karmi ją winem. Wino to symbol szczęścia. Szczęście to nie posiadanie samego wina. Ale posiadanie go, by inni mogli ze mnie czerpać. To daje szczęście. Wzruszyłam się tym obrazem myśląc o synach, których karmię różnymi rzeczami. W swojej słabości, nie zawsze przypominającymi wyborne wino. Poruszyło mnie też to, że i ich, i moją brudną wodę (wlewaną przez innych i siebie samą) Jezus przemienia w krynicę życia. Dla szczęścia ich, mojego i innych.
Popłynęłam dziś do dnia ślubu. Do dnia tak mocno mnie uszczęśliwiającego. Do Ewangelii. Do Galilei. Dlaczego właśnie dziś i właśnie tam?
Zmartwychwstały Jezus w Galilei
Zaprosiły mnie do tego słowa Jezusa, na które zwrócił uwagę o. Tomasz Biłka OP podczas transmisji Liturgii Wigilii Paschalnej.
A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą» (Mt 8, 10)
W Galilei zostali powołani uczniowie. Tam Jezus uczynił pierwszy cud. Tam też chciał, żebyśmy i my zaczęli swoją drogę małżeńską. Mocnym uderzeniem radości. Wyrazistym i jednocześnie najdelikatniejszym z możliwych kopnięciem. Żeby zapadło w pamięć do końca życia. Myślę, że uśmiechy, które zostały na zdjęciach z tego dnia, nie pozwolą mi o tym doświadczeniu zapomnieć.
Choć przyznam szczerze, że ostatnio ten obraz był nieco zamazany. Patrząc na rozbieżnie ułożone z nierównymi źrenicami (co najprawdopodobniej świadczy o rozrastającym się guzie w głowie MNM), niewidzące oczy MNM łatwo zagubić szczęście. Łatwo Boga oskarżać. Stracić nadzieję, wiarę, miłość. Wszystko to, co daje życie. Krzyż, a potem Zmartwychwstanie, w które wierzę, są momentami, kiedy doskonale nie rozumiem. Nie rozumiem dlaczego tak, a nie inaczej.
Dziś anioł Pański powiedział niewiastom, żeby poszły oznajmić Dobrą Nowinę uczniom. Robią to z bojaźnią i wielką radością. Pospiesznie. Idą, by głosić Ewangelię i już samo to daje im radość. Wykonują polecenie anioła. Nie potrzebują mobilizacji i radości, którą, jak pisze autor Ewangelii, mają w sobie. A jednak jeszcze w drodze sam Jezus do nich przychodzi. Anioł kłamał? Mieli zobaczyć Jezusa w Galilei.
Galilea jest tam, gdzie życie się zaczęło i ciągle zaczyna. Galilea to źródło szczęścia. Źródło życia, do którego zaprasza mnie dziś Jezus. Tam chce się ze mną zobaczyć. Tam chce mnie wrócić. Tam jest On sam. Zmartwychwstały!
//zdjęcie z naszej podróży poślubnej
Kasiu, nie mogę inaczej. Kłaniam się i całuję Twoje święte utrudzone życie jak samego Chrystusa.
Kasiu, po ludzku boleję nad twoim, waszym losem, ale wiem, ze nad wszystkim jest On… i ze On was przez to przeprowadzi, zarówno ciebie, dzieci jak i twojego męża .. to tylko wycinek wieczności, do której powołał was Pan. Dziękuję, ze piszesz bloga, to ubogaca moje duchowe życie.
Dziękuję i ja 🙂