Myślałam czy i co napisać z okazji tego dnia. 19.06.2020. Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dokładnie rok temu powstał pierwszy wpis wspominający to, co stało się dwa lata temu. MNM był już po operacji. Jego życie wisiało na włosku. Do rąk dostałam diagnozę zapisaną czarno na białym. Pamiętam ten moment dokładnie. Lekarz podawał mi kartkę z wynikiem przy szpitalnym łóżku nieświadomego MNM. Jak mówił, że od kilkudziesięciu lat nie ma postępu w leczeniu glejaka. Nic nie można zrobić. Brak złudzeń. Brak nadziei, któremu na szczęście się nie dałam. Wcześniej wiedzieliśmy, że to guz. W kiepskiej, bo w kiepskiej lokalizacji, ale niezłośliwy. Tak wskazywały pierwsze badania.
W rocznicę tego wydarzenia opublikowałam pierwszy tekst, który mógł przeczytać każdy. Wcześniej wysyłałam wiadomości tylko do Rodziny, Przyjaciół, Znajomych, którzy na te informacje czekali.
Blog stał się naturalną kontynuacją. Pragnieniem serca. Terapią. Świadectwem. I tym wszystkim, o czym mi piszecie, ale o tym we wpisie wieczornym. A co! Jak świętować, to świętować 🙂 .
Załóż blog!
Pamiętam dzień, w którym ta myśl się zrodziła. Cały pomysł powstał w ciągu jednego dnia. Koncepcja, co ma się znaleźć na stronie, chyba też szkice pierwszych wpisów. Potem doszlifowywałam jedynie szczegóły. Miałam wtedy w sobie wiele emocji. Od podekscytowania, po niedowierzanie we własne siły, niepewność. Przecież na pisaniu zatrzymałam się kilka dobrych lat temu tworząc pracę magisterską i nie był to zbyt przyjemny proces.
Nie mam warsztatu, piszę intuicyjnie, nie zawsze stuprocentowo poprawnie. Czy będę miała o czym pisać? Przecież są lepsi. Wiedziałam, że chcę. Zaproszenie do tego, by zacząć niezwykle mnie cieszyło. I zdecydowanie ta emocja wygrywała z tymi, które chciały mi w tym przeszkodzić. Potem bywało różnie.
Zrobiłam to. A Pan Bóg pomnaża!
Poradziłam sobie z dotąd nieznanym dla mnie wordpressem. Zaprojektowałam. Otworzyłam blog z myślą, że najwyżej będzie to tylko moja terapia. Ale i z nadzieją, że jednak to miejsce nie tylko dla mnie. Czasami pojawiała się niestety pokusa, by moje teksty trafiały do milionów, a co najmniej do tysięcy i wtedy to miejsce będzie miało sens. Niezdrowa ambicja! Po roku z grubsza się z tym uporałam i cieszę się, że na każdą wiadomość mam szansę odpowiedzieć. Przy tysiącach maili nie byłoby to możliwe 😉 . Robię swoje, a Pan Bóg to bierze i robi Swoje. Poznaję to po owocach. I to się sprawdza. Dobrze mi z tym, że nie ja zajmuję się „marketingiem” 😉 .
Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie». (Mk 12, 42-44)
Kilkanaście dni temu, kiedy nad tym wpisem się zastanawiałam, przeczytałam Słowo Boże z dnia i zrozumiałam dlaczego przez rok nie kończyły mi się pomysły. Dodatkowo teksty przynosiły dobre owoce, które widzę u siebie (terapia, codzienne nawracanie, uważność, radość z codzienności) i o których mi piszecie (za każdą wiadomość DZIĘKUJĘ!).
Nie wiedziałam, że tmtaoja umiejętność, a raczej nieumiejętność pisania (jak to wtedy widziałam porównując się z profesjonalistami z najwyższej półki czy Przyjaciółką, która pisanie ma we krwi) to moje dwa pieniążki. Jeden grosz, który wrzuciłam do Bożej skarbony. Jeszcze wtedy nie jako wdowa. Nie w pełni.
Uboga jedynie w nierozwiniętym talencie, który od czasu do czasu dawał mi o sobie znać. Coś z nim próbowałam robić już wcześniej, pisząc choćby bajki, ale to nie było to, do czego aspirowałam. Jak coś robić, to z porządną jakością! I to z jednej strony dobre podejście, a z drugiej trzeba na niego uważać. Czasami przez lata można odkładać coś i nie robić nic, by jakiś talent się rozwinął, a pomysł przerodził się w działanie. Trzeba wrzucić pieniążek, nic niewarty kamyczek, za który często się uważamy, by Pan Bóg miał szansę go wziąć, spojrzeć w niebo, pobłogosławić, połamać i rozdać, by tłumy mogły jeść do sytości (por. Mt 14, 19-21).
Mój cel. Moje marzenie.
Czasem będzie trzeba na tej drodze zacisnąć zęby, trzymać się mocno rękami i czym się da Słów Boga: „Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie!” (2 Tm 4, 5).
Mam jednak marzenie, by ten blog, był choćby jedną składową, która przyczyni się do tego, że Ty i ja na końcu swojego życia powiemy z wolnością gotowi na spotkanie Taty:
W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. (2 Tm 4, 7).
Amen 🙂
Zdjęcie z Pixabay
jest jubileusz-czas na życzenia..
Dziękuję za trak wiele spraw na które mogłem się otworzyć dzięki Twoim słowom. Niech Pan Was prowadzi do końca zawodów…i kolejnych jubileuszy :):)