Przejdź do treści

O(d)bijamy się? [świadectwo]

Trudno zacząć po takiej przerwie. Niby w głowie coś tam znowu zaczęło się układać w kształt wpisu. Niby serce chce. Ale tyle innych spraw. Ale wydaje mi się, że wolę zrobić coś innego. W końcu przechodzę jednak obok „ale” i idę sprawdzić czy za „niby” nie kryje się coś prawdziwego.

Jeżeli jesteście, a wiem, że przynajmniej pojedynczy wytrwalcy tu zaglądają 😉 , zapraszam do przeczytania… sama jeszcze nie wiem dokładnie o czym. O tym co u nas. A co jeszcze, chodźmy i przekonajmy się!

Droga, z której wraca się posiniaczonym

Jakiś czas temu przeczytałam pierwszy, po długim milczeniu, tekst o. Grzegorza Kramera.  Muszę przyznać, że w wielu wątkach się odnalazłam, pomimo tego że nasze milczenia spowodowane były czymś innym. Do tej pory dźwięczą mi w uszach zapamiętane z tego wpisu słowa: „Z takiej drogi nie wraca się przemienionym, bogatym w doświadczenie, nawróconym. Z takiej drogi wraca się poobijanym. I zadziwionym, że się na niej znalazło.”

Myślę, że Pan Bóg będzie chciał wycisnąć z tej naszej i ojca drogi przemienienie, bogactwo doświadczenia i nawrócenie. Ufam, że On to potrafi i co więcej tego chce. Nie wiem dlaczego tak. Ja też dziwię się temu, co się stało. Słyszałam o raku, słyszałam o rodzinach, w których dzieci tracą mamę czy tatę. Ale my?

Doświadczyłam siniaków, kopniaków, kiedy byłam przyklejona do dna (jak to ktoś nazwał). Czuję się poobijana. Nadal wizja przyszłości nie napawa zbyt dużym optymizmem. I choć były różne pomysły na przyszłość, trochę możliwości, sporo nawet, to jednak żadna z nich nie była dobra (w moim odczuciu). A mniejszego zła nie umiałam wybrać. Nie chciałam tak wybierać.

Czekałam. Na początku z większą cierpliwością, z wygrzebywanym z zakamarków zaufaniem, które jednak z czasem malały. I to był moment, w którym mogłam zostać, albo mogłam poprosić o pomoc. Konkretną, namacalną pomoc. Na szczęście wybrałam to drugie. Dzięki Bogu!

Jak Maryja, św. Józef i MNM znaleźli nam mieszkanie…

Było i jest nadal wiele trudnych spraw w naszej sytuacji. Jedną z nich był brak jakiegokolwiek zaczepienia. Wynajmowane, zbyt ciasne mieszkanie (co zaczęło nie tylko nam przeszkadzać), brak pracy, wybór szkoły, który przed nami. W każdej z rozważanych opcji (a było ich trochę) widziałam plusy i duże minusy.

Czułam, że trzeba zacząć od bazy. Najpierw od siebie. Potem dalej.

Krótko przed tym jak postanowiłam sobie pomóc, zobaczyłam filmik ze świadectwem o tym, jak Pan Bóg rozdaje domy*. Oddałam naszą sprawę mieszkaniową św. Józefowi zapisując to w notatniku. I czekałam. Niecierpliwiąc się. Modląc. Przeglądając ogłoszenia. Rozważając różne opcje.

Kupiłam też jakiś czas temu, czekając na nasze nowe miejsce, plakat**, który mi się bardzo spodobał i już widziałam go w naszym nowym mieszkaniu, którego jeszcze nie było na horyzoncie. Pomagał mi czekać i ufać.

Obijałam się jednak od jednej możliwości do drugiej ciągle nie czując, że to to.

Zobaczyłam ogłoszenie. Ze zdjęć bardzo ładne. W moim guście, ale… mieszkanie w bloku, na osiedlu z jednej strony, które ma dla mnie plusy, ale jednak w miejscu, które jest zdecydowanie bardziej zaludnione niż tam, gdzie mieszkaliśmy dotychczas. No i bardzo drogie. Z myślą, że nie stać mnie na nie, poszłam go obejrzeć. Włożyłam go pod ikonę św. Rodziny od strony św. Józefa. Po tygodniu podpisałam akt notarialny (we wspomnienie Aniołów Stróżów), a po kolejnym- wprowadziliśmy się! Wszystko działo się w październiku- miesiącu poświęconym Maryi. Wierzę, że Maryja tykała św. Józefa, żeby coś zadziałał w końcu w tym kierunku. Wierzę też, że i MNM nie był bierny w tym temacie. Teraz modlę się za Niego i do Niego uczestnicząc w Mszach św. gregoriańskich, które również na październik wypadły.

Mieszkamy więc w mieszkaniu, z którego do Was piszę, od ponad tygodnia. I wiecie co? Od razu poczułam się tu jak w domu 🙂 . A kto mnie zna ten wie, że to trudna dla mnie sprawa. Nie lubię zmian, a jeśli już są, długo się do nich przystosowuję. Nie ma kominka, o którym marzyłam. Nie cieszyłabym się z niego siedząc przy nim sama bez MNM. Nie ma ogródka. Jest za to duży taras, którego nie trzeba kosić z miejscem na żywopłot z bambusów, który jest moim nowym marzeniem 😉 .

Naokoło do punktu wyjścia

Osiedle, na którym mieszkamy pojawiało się w moich rozważaniach od dawna. Również szkoła, która jest niedaleko. Pojawiały się i szybko znikały. Już nawet czyniłam konkretne przygotowania, żeby przenieść się do rodzinnego miasta. Już myślałam, że to tam będziemy od listopada…

Przeszłam długą drogę w swojej głowie projektując naszą najbliższą przyszłość. Jak pisałam wcześniej, nie chciałam dokonywać wyboru, który nie będzie mój. Wyszłam i nie żałuję, choć wróciłam do punktu, w w którym byłam na początku. Mogłam nie podejmować całego tego wysiłku drogi naokoło i powrotu do dokładnie tego samego miejsca. A jednak już nie identycznego. Miejsce jest to samo, ale to ja się zmieniłam i decyzja, którą teraz podjęłam jest moja.

Ufam, że moja w Duchu Świętym. A to najlepsze mieszkanie, w którym można się znaleźć 🙂 .

 

* MIŁOŚĆ W KRYZYSIE #20 – Bóg rozdaje domy! Świadectwo.
** Pracownia Obłok– zdjęcie główne

4 komentarze

  1. Bartek Bartek

    wow! Piękne świadectwo! Ten św.Józef to jest gość! 🙂 cieszę się, że odnalazłaś to miejsce, z Bogiem! <3

  2. Magda Magda

    Ja zaglądam:)

  3. c.Ania c.Ania

    No nareszcie:)))
    Nowy etap, w nowym miejscu… juz czekam na nowe wpisy?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *