Zaczynamy Adwent. Start. I pierwsze słowa, które do nas docierają w czytaniach: „Tyś, Panie, naszym Ojcem, „Odkupiciel nasz” to Twoje imię odwieczne” (Iz 63, 16b).
Bóg w całokształcie. Nienarodzony Jezus jadący w brzuchu Swojej Mamy na osiołku. Malutki Jezus urodzony w niezbyt przyjemnych i miłych okolicznościach zewnętrznych. Ojciec Wszechmogący, który poskramia swoją wszechmoc nie uczyniwszy godniejszego miejsca do narodzin dla Swojego Syna. Lata dorastania, gubienia się Rodzicom, niezrozumiałego niejednokrotnie zachowania, dziwnie brzmiących słów, czasem wręcz oschle, bez miłości. Trudnych do zaakceptowania w tamtej kulturze. Ale i nadal, dla nas ludzi współczesnych żyjących często jeszcze Starym Testamentem, wydających się skandalicznymi. Zbawiciel, który przyszedł, żeby uratować świat. W końcu. Po tylu latach. Spektakularne zwycięstwo dobra nad złem, którego ludzkim oczom pozbawionym wiary trudno dostrzec. I Duch Święty, który był i jest obecny w każdym momencie.
To krótka opowieść o nieogarnionej Bożej Obecności. „A myśmy się spodziewali…” (Łk 24, 21a). Kogoś innego. Innej historii zbawienia. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Czyż nie?
Nie zawsze jest mi łatwo przyjąć Słowa Jezusa. Decyzje Boga. Działanie Ducha Świętego. Bo nie rozumiem. Nie widzę. Jestem ograniczona. Dlaczego? Również nie wiem. Poza tym, co mówi Biblia o grzechu pierworodnym. On mnie ogranicza, skrzywia, sprawia, że karłowacieje. I nie mam tak bezpośredniego kontaktu z Bogiem jaki był w Raju.
Nie rozumiem. Przyjmuję. Chcę przyjąć Cię, Boże, Takim, jaki Jesteś. Chcę przyjąć Miłość, którą jesteś, ufając, że to najlepsza z dróg. Historię Zbawienia, którym nas obdarzyłeś. Taką, a nie inną. Ciebie w całokształcie. Sprawiedliwego i miłosiernego jednocześnie. Ciebie czyniącego cuda na oczach wielu. I Ciebie umierającego, by cud wydarzył się później. Inaczej niż spodziewali się Apostołowie. Inaczej niż ja, po dwóch tysiącach lat nadal niewiele rozumiejąca, bym tego oczekiwała.
Przyjmować Boga, jak Maryja, która „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19). Nie zawsze rozumiała. Nigdy nie odrzucała. Przyjmowała.
Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus. Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Obraz Lorraine Cormier z Pixabay
„Chcę przyjąć Cię, Boże. Takim, jakim Jesteś”. Ufam, zaradź mojej nieufności. Amen. .
Gdy wszystko się skończyło
W zmęczeniu ponad wszelką miarę
Gdy jestem całkowicie bez sił i nadziei
I moje serce jest tak obciążone
A jednak
Właśnie teraz
Ciągle jestem
i czekam tutaj w ciszy
Dopóki nie przyjdziesz i nie usiądziesz ze mną.
Podnosisz mnie, abym mogła stanąć ponad górami
Podnosisz mnie, bym chodziła po wzburzonych morzach
Jestem silna, kiedy jestem w Twoich ramionach
Podnosisz mnie ku czemuś więcej, niż ja sama mogę być.
https://youtu.be/xPRF6FeMb7g