Z całą pewnością stajenka to nieskończone źródło. Życia. Natchnień. Emocji. Poruszeń. Refleksji. Chce podzielić się jedną z nich, która przyszła do mnie rok czy dwa lata temu. I została. A raczej powróciła w te Święta. A konkretnie w Uroczystość Trzech Króli. To od nich, a dokładniej przez nich się uczę. Przez Mędrców, którzy poszli za gwiazdą. Słucham i śpiewam słowa kolędy- tej jednej, którą mam na myśli. Patrzę na Jezusa. Od stajenki wychodzę, poprzez całą działalność, życie, na śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa kończę. Krok za krokiem. Nie zawsze w przód.
Nic monarchów nie odstrasza,
do Betlejem spieszą,
gwiazda zbawcę im ogłasza,
nadzieją się cieszą.
NADZIEJA. To ona pozwala robić kroki. Iść. No bo, serio? Maluch w pieluchach ma coś w tym całym świecie zmienić? Jakaś stajnia, osioł i żłób na „końcu świata”? To obrazek rewolucji, która odwróci losy świata? Zapowiadany Zbawiciel? Nie takie ma człowiek obrazy w głowie, kiedy myśli o radykalnym odwróceniu porządku tego ziemskiego świata, o pokonaniu zła raz na zawsze. Przynajmniej ja mam inną wizję. Ktoś napisał mi niedawno w mailu, że Bóg wiele zaryzykował dając nam taką historię. Historię Zbawienia i naszą własną historię. „Zaryzykował tym, że nas straci”- odpisałam. Podjął naprawdę wielkie ryzyko przychodząc w ciele Maleńkiego Dziecka i układając tak, a nie inaczej moje własne życie.
Oczy Mędrców wypełnione nadzieją mogły zobaczyć dalej. Dlatego mogli się rozradować. Choć obrazek stajenki nie był jakiś wyjątkowy, a jeśli już to wyjątkowo prosty i ubogi, oni cieszyli się nadzieją, która zapewne napełniła ich serca podczas spotkania w stajence. Dali to, co mieli najcenniejszego, a dostali coś bezcennego. NADZIEJĘ.
Nadzieja przychodzi dziś do mnie w Słowie Bożym. Izajasz mówi, że „podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.” (Iz 55, 10-11).
Słowo Boże nie wróci do Boga dopóki nie zrobi tego, co zrobić ma. Modlę się dziś słowami piosenki* o łaskę pokoju, pokory, NADZIEI dla Ciebie i dla mnie!
*
Obraz Free-Photos z Pixabay
Zastanawiam się czasem, dlaczego aż tak bardzo zaryzykował?
Przychodzi mi do głowy kilka możliwych odpowiedzi:
-bo tak bardzo w nas wierzy
-bo tak wspaniałe i piekne i dobre i prawdziwe jest to, ku czemu nas prowadzi
– bo miłość jest ryzykiem, i chce być przyjęta w wolności
Tak mi się wydaje.