Przejdź do treści

Zasypiać i budzić się w Obecności…

Pojawiały się ot tak. W odstępach czasu. Bez wizji, że staną się jakąś całością. Każdy z nich w danym momencie poruszył moje serce. Wiedziałam, że jest odpowiedzią na to, co w mojej duszy. Dotykał głębi. Wśród nich są takie, które przypominają o Bożej obietnicy mi danej, pomagają w budowaniu relacji, przypominają, że nie jestem sama. Każdy z nich prowadzi mnie ku Niebu. Patrzę na nie codziennie. Zasypiając i budząc się. Mowa o mojej ścianie modlitwy.

Maryja z Dzieciątkiem

Niedawno okazało się, że nie jestem w tym sama. Tak wiele osób wierzących wokół mnie ma „problem” z Maryją. Z Jej oderwaniem od rzeczywistości, wyidealizowaniem, przedstawianiem w sposób pompatyczny. Taką sobie, my ludzie, z niej figurę stworzyliśmy. Królową z koroną, siedzącą na majestatycznym tronie. Wiem, jest Królową. Tak jak Chrystus. Tylko, że to zupełnie nie o po ludzku rozumiane królowanie chodzi, a mam wrażenie tak jest Jej i Jezusa ono najczęściej przedstawiane. Być może przedstawianie Maryi w taki sposób kogoś do Niej zbliża. Być może jest tam prawda. Nie neguję tego i szanuję. Do mnie taki obraz Maryi zupełnie nie przemawia i co gorsza raczej stwarza dystans niż bliskość.

Niedługo po tym jak zobaczyłam niebieską szafę w sypialni mieszkania, które oglądałam, wpadłam na plakat Maryi, który mnie totalnie zauroczył i co może mniej ważne, ale dla mnie estetki istotny, okazał się idealnie pasujący kolorystycznie do szafy. Nie wiedziałam czy to mieszkanie będzie nasze, ale wiedziałam, że jeśli tak, to ten plakat musi się w mojej sypialni znaleźć. I tak się stało. Pomaga mi on budować relację z Maryją. Porusza moje serce. Często też, kiedy zamykam się w sypialni, żeby złapać równowagę po wybuchowej sytuacji z Chłopcami, patrzę na Jej zamknięte oczy, na Nią samą tulącą Swoje Dziecko. I proszę o pomoc.

Plakat Łk 24, 6

Pisałam kiedyś dlaczego ustawiam kwiaty na grobie MNM. Bo wierzę, że tam o życie chodzi, nie o śmierć. Krzyż to „tylko” w małej części (nie umniejszając oczywiście ogromu cierpienia Jezusa) śmiertelna chwila. Tak naprawdę istotą Krzyża, istotą wiary jest Zmartwychwstanie. Na Krzyżu nie ma już Jezusa. Był na Nim przez „krótką” chwilę. Teraz kwitną Tam kwiaty życia.

Znalazłam ten plakat i wiedziałam, że jest potwierdzeniem tego, o czym pisałam. Codziennie przypomina mi, że Krzyż, mój własny, ma mnie zaprowadzić do życia, które na wieki będzie kwitło.

Zmartwychwstały

Wzięłam ją, kartkę, z kościoła. Leżała na stoliku. Spodobała mi się kolorystycznie. Błahy może powód. I po raz pierwszy pomyślałam, żeby zrobić swoją ścianę do modlitwy. Była już Maryja. Był  Krzyż z kwiatami, więc cieszyłam się, że będę mogła wpatrywać się w Tego, który na Krzyżu się nie zatrzymał. Zmartwychwstał. Żyje. Prowadzi. Jest. Choć tak często tego nie widzę, nie czuję, nie doświadczam. Bo może za mało daję Mu czasu. Za mało chcę przebywać w Jego Obecności. Ściana mnie do tego zaprasza rano, w ciągu dnia, wieczorem, w nocy. Za każdym razem, kiedy wejdę do sypialni. Przypomina o modlitwie, o przebywaniu w każdej chwili w Bożej Obecności.

Ja Jestem i żyję…

Mój Miły

To największy plakat i zarazem najbardziej intymny. Przypomina mi o Bożej obietnicy, którą dostałam w Wielką Sobotę, na samym początku problemów zdrowotnych MNM. Pamiętam doskonale jak MNM pojechał na Liturgię Wielkiej Soboty, po której wrócił mówiąc: „No w końcu to było to”. Odprawiona jak to powinno być po zmierzchu, z wszystkimi czytaniami. Ja zostałam w domu z Chłopcami. Czytałam czytania i kiedy przeczytałam to jedno nie byłam w stanie czytać dalej. Płakałam.

„Nie lękaj się, Jerozolimo, bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel […].

Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan. I jakby do porzuconej żony młodości mówi twój Bóg: Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel.

[…]

O nieszczęśliwa, wichrami smagana, niepocieszona! Oto ja osadzę twoje kamienie na malachicie i fundamenty twoje na szafirach. Uczynię blanki twych murów z rubinów, bramy twoje z górskiego kryształu, a z drogich kamieni – całe obramowanie twych murów. Wszyscy twoi synowie będą uczniami Pana, wielka będzie szczęśliwość twych dzieci. […]” (Iz 54, 4a. 5-14)

Byłam przekonana, że to słowa do mnie. Tak bardzo mocno do mnie. Były przy mnie blisko, i są nadal, przez cały okres chorowania MNM. Do momentu Jego śmierci raczej mnie zasmucały. Teraz czepiam się pociechy, która z nich do mnie płynie.

Św. Józef

Brakowało mi wnętrza do ostatniej ramki. Myślałam- poczekam. Nie spieszy się. Poczekam cierpliwie na to, co ma tam być. I zanim zdążyłam na ścianie umocować obraz, przyszedł. Św. Józef, który podobnie jak Maryja, jest często przedstawiany dla mnie w sposób odległy, nieludzki. Ta ikona pokazuje mi czułość Józefa do Jezusa i prowadzi w myślach do czułości Boga wobec mnie. Nie mam takiej relacji z Bogiem. Nie pozwalam Mu na taką bliskość.

Wierzę, że św. Józef chciał mi przypomnieć o tym, że Bóg nie tylko Jest, ale JEST CZUŁĄ MIŁOŚCI dla mnie.

 

 

Plakaty w kolejności pochodzą z:

1. https://fidodesign.pl/kategoria/plakaty/plakat-matka-boska-z-dzieciatkiem

2. kartka z kościoła Dominikanów w Rzeszowie

3. https://roslinneprzestrzenie.pl/produkty/plakat-lk-24-6

4. https://studioblogo.pl/produkt/moj-mily-w-kolorze/

5. wydruk ze strony: https://ikonyobrazy.pl/swietyjozef/

 

Jeden komentarz

  1. Marek Marek

    …a ja tu i tak zaglądam 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *