Mamy szczęście. Przy domu ogród. Dwa kroki od nas las. Cisza. Pachną fiołki, ptaki śpiewają, słońce grzeje. Spacer bez zagrożenia. Zawsze mieliśmy tu spokój i przyrodę przy boku. O całej sytuacji epidemiologicznej przypomniały mi dziś szyby zainstalowane w naszym małym, osiedlowym sklepie przed ekspedientkami i pani rozmawiająca z kimś przez telefon o technicznych szczegółach powrotu córki zza granicy. Przypomni mi też lekarz, który osłucha MNM w maseczce na twarzy, bo pojawiło się podejrzenie kolejnego zapalenia płuc.
Rekolekcje wielkopostne
Nie da się ukryć, że to, co się dzieje, a raczej nie dzieje na ulicach miast czy w galeriach handlowych może być jednymi z lepszych rekolekcji wielkopostnych. Do tego zachęca nas duchowieństwo i osoby świeckie poprzez różne listy, decyzje, teksty czy filmy na portalach internetowych. I dobrze. Wykorzystajmy to. Ja niestety nie mam czasu na wzmożoną modlitwę na kolanach, bo jest teraz trochę trudniej. Pierworodny nie w przedszkolu. Bracia przebywający zbyt długo w swoim towarzystwie. MNM zaflegmiony. Pani opiekunka nie przychodzi, bo siedzi w domu z córką. Te wszystkie czynności, które wykonuje przede wszystkim dla innych staram się przekuć na modlitwę. Różnie oczywiście wychodzi. Ostatnio zdecydowanie słabiej. Zmęczenie, a w konsekwencji brak cierpliwości stają się dobrym podłożem do pokus.
Mam wrażenie, że rekolekcje, które dla naszej rodziny i Bliskich rozpoczęły się dokładnie dwa lata temu w Wielkim Poście, zostały właśnie ogłoszone światu. Analogie pojawiają się mimochodem. Maseczki na twarzach osób przychodzących myć MNM, kiedy w choćby wśród ich bliskich krążą wirusy, bo katar dla MNM oznacza natychmiastowe zapalenie płuc. Niewychodzenie na spacery (zimą często), bo dzieci chore albo po prostu brakowało sił. Zapasy obiadów, które na początku nam dostarczano, a teraz (tuż przed wyjazdem pomagającej nam Mamy i całą korona-aferą zrobione) składowane w naszej zamrażalce, żeby mieć co jeść, kiedy czasu na przygotowanie posiłków jest mniej. I zapasy artykułów spożywczych, kosmetyczno-chemicznych, żeby również nie tracić czasu na częste jeżdżenie do sklepu. Wtedy na chwilę wytchnienia, którą planowaliśmy po wykańczającym początku życia Ostatniorodnego, nie pozwoliła pierwsza diagnoza MNM i konieczność zabiegu. Teraz, również jakiś czas temu zamierzonego wyjazdu pt. „oddech”, choć już w innym składzie- bez MNM- nie uda się zrealizować z powodu obecnej sytuacji i stanu zdrowia MNM.
Obcowanie ze śmiercią na co dzień. Bliżej niż wcześniej. Od dwóch lat, a półtorej roku już ściśle w hospicjum domowym. Tak zewnętrznie wyglądają nasze rodzinne rekolekcje. Nauczyłam się z nią (ze śmiercią) żyć. Mniej więcej. Mało tego. Bóg przemienia mnie, mam nadzieję MNM i całą naszą rodzinę, znajomych bliższych i dalszych, osoby krążące wokół nas. Są momenty, kiedy ze śmiercią żyjemy we względnym spokoju. Są i takie, że się kłócimy, a ona posyła mi cios za ciosem. Kiedy jest gorzej z moją modlitwą, razy bolą i niemalże kładą na ziemię. Jeżeli wyszarpię dla niej czas, dla Boga (choćby pisząc tu, bo dla mnie pisanie to terapeutyczna forma modlitwy), boli jakby mniej boleśnie, a nawet pojawiają się powiewy szczęścia.
Popatrz na siebie oczami Jezusa
Również częste mycie rąk jest w naszym domu normalne. Higiena MNM tego po prostu wymaga. Kiedy pojawia się zapalenie płuc i w związku z tym więcej czynności do wykonania, mydło jest często eksploatowane. Moje ręce stają się wtedy poranione, czasami krwawią, bo na smarowanie ich kremem nie znajduję luk czasowych. Mogłabym to zrobić teraz, ale wolę pomóc swojej psychice. Nie współczuję sobie. Czasami bywam zła na na to, jak jest. Kiedy indziej mam pokusę, by się z kimś porównywać, by mieć żal, postawę oczekującą i wymagającą. Nie patrzę na siebie z miłosierdziem.
Tymczasem Ewangelia z ubiegłej niedzieli (J 4, 5-42) o spotkaniu Samarytanki z Jezusem uświadomiła mi, że tylko miłosierne podejście do drugiego człowieka, do siebie samego może coś zmienić. Na kazaniu (podczas mszy-online, w której po raz pierwszy od bardzo dawna uczestniczyliśmy całą rodziną) ojciec mówił o Samarytance jako o zagubionej, z krwawiącym sercem i w relacji, która nie daje jej szczęścia. Odnalazłam się w tym opisie. I dalej ojciec mówił o Jezusie, który nazywa rzeczy po imieniu, nie nazywa prawdy nieprawdą, nie zamiata pod dywan, ale nie mówi: „Żyjesz w konkubinacie. To grzech. Zmień to!”. To by jej nie nawróciło. Nie nawróciłoby i mnie takie gadanie. Popatrz w prawdzie, ale potem idź dalej, patrz głębiej (obraz studni). Do źródła miłosierdzia. Jest nim sam Bóg.
Od kilku dni mam przed oczami zdjęcia pielęgniarek z Chin i chyba Włoch, które pokazują ich poranione twarze po zdjęciu masek zapobiegających zakażeniu. Bardzo mnie te obrazy poruszyły. Dało się zobaczyć w ich oczach zmęczenie, na twarzy rany, ale przebijało się gdzieś pośrodku tego szczęście. Może to moja nadinterpretacja, ale właśnie tak je widziałam. Szczęście płynące ze służby. W tym samym dniu i moje ręce były mocniej poranione. Współczułam im. Sobie nie.
Nie piszę tego, żeby się żalić, skarżyć. Nie porównuj się też ze mną myśląc, że masz łatwiej i powinieneś być szczęśliwy, a nie jesteś. Nie oskarżaj się, proszę. Ja też w stosunku do siebie postaram się tego nie robić, pomimo powodów, które mogłyby mnie do tego zachęcać. Spójrz na siebie z miłosierdziem. Z troską. Z przebaczeniem. Z empatią. Zmęczona Mamo. Bezpłodne Małżeństwo. Z bolącym sercem Ty, po stracie kogoś bliskiego. Bezradny Rodzicu. Pozbawiony nadziei Samotny. Wykończony Opiekunie Chorego. Ty, w jakimkolwiek położeniu jesteś.
Zobacz ile masz ran i ile niesiesz. A potem spójrz na siebie Jego Oczami i zobacz, co się stanie.
Dawidowy.
Błogosław, duszo moja, Pana,
i całe moje wnętrze – święte imię Jego!
Błogosław, duszo moja, Pana,
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach!
On odpuszcza wszystkie twoje winy,
On leczy wszystkie twe niemoce,
On życie twoje wybawia od zguby,
On wieńczy cię łaską i zmiłowaniem,
On twoje dni nasyca dobrami:
odnawia się młodość twoja jak orła.
Pan czyni dzieła sprawiedliwe,
bierze w opiekę wszystkich uciśnionych.
Drogi swoje objawił Mojżeszowi,
dzieła swoje synom Izraela.
Miłosierny jest Pan i łaskawy,
nieskory do gniewu i bardzo łagodny.
Nie wiedzie sporu do końca
i nie płonie gniewem na wieki.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów
ani według win naszych nam nie odpłaca.
Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią,
tak można jest Jego łaskawość dla tych, co się Go boją.
Jak jest odległy wschód od zachodu,
tak daleko odsuwa od nas nasze występki.
Jak się lituje ojciec nad synami,
tak Pan się lituje nad tymi, co się Go boją.
Wie On, z czego jesteśmy utworzeni,
pamięta, że jesteśmy prochem.
Dni człowieka są jak trawa;
kwitnie jak kwiat na polu.
ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,
i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.
A łaskawość Pańska na wieki wobec Jego czcicieli,
a Jego sprawiedliwość nad synami synów,
nad tymi, którzy strzegą Jego przymierza
i pamiętają, by pełnić Jego przykazania.
Pan w niebie tron swój ustawił,
a swoim panowaniem obejmuje wszechświat.
Błogosławcie Pana, wszyscy Jego aniołowie,
pełni mocy bohaterowie, wykonujący Jego rozkazy,
<by słuchać głosu Jego słowa>.
Błogosławcie Pana, wszystkie Jego zastępy,
słudzy Jego, pełniący Jego wolę!
Błogosławcie Pana, wszystkie Jego dzieła,
na każdym miejscu Jego panowania:
błogosław, duszo moja, Pana!
Obraz reenablack z Pixabay
Jesteśmy naprawdę Kościołem, gdy pomagamy sobie w naszej drodze do Ojca, nawet nic o tym nie wiedząc…
Ale chciałabym, aby Pani wiedziała, że mi pomaga.
Bóg zapłać!
Bardzo mnie to cieszy i dziękuję za niemilczenie!
Jestem tutaj, u Pani, od niedawna. Dziękuję za każdy wpis. Dzięki nim inaczej patrzę na świat.
Witam i bardzo się cieszę. Wiele to dla mnie znaczy!
Dziękuję. Szczegółnie za to autentyczne spojrzenie miłosierdzia, także na mnie.