Wyjechaliśmy! „Ja chyba śnię, że tu jesteśmy”- komentuje czasami ten fakt Pierworodny. Od dwóch lat nie wyjeżdżaliśmy dalej i na dłużej. Jesteśmy w moim rodzinnym mieście, w którym od prawie piętnastu lat nie mieszkam. Ostatnio przyjechaliśmy tu dokładnie dwa lata temu. Z MNM. Po kilku dniach pojechał na operację do innego miasta, a my musieliśmy zostać. Będąc tu, spacerując ulicami, odwiedzając miejsca, w których nie byłam czasem kilkanaście lat, czuję się jakbym wsiadła do wehikułu czasu. Wracam do znajomych miejsc i ludzi, a jednak tak zupełnie innych. Z jednego zasadniczego powodu.
O miejscach, rzeczach i ludziach
Na boisku przed rodzinnym blokiem nie bawią się dzieci, nie ma koszy do koszykówki. Latem nie rozwiesza się siatki do gry w siatkówkę, a zimą nie wylewa się wody, żeby zrobić lodowisko. Parkują na nim auta. Są za to te same kałuże.
W czasie naszego pobytu załatwiam różne sprawy urzędowe. Moje rodzinne mieszkanie znajduje się w takiej lokalizacji, która umożliwia odwiedzanie większości urzędów na nogach. Dawno nie miałam okazji z perspektywy piechura patrzeć na ulice, które zapamiętałam z dzieciństwa. Spacerując, nie opuszcza mnie dziwne uczucie związane z powrotem do przeszłości. Pytam w myślach: „Co chcesz mi, Boże, przez te trudne do sprecyzowania emocje powiedzieć?”.
Z co najmniej kilkunastoletnich szafek wyciągamy rzeczy starsze od mebli, które je mieszczą. Chłopcy są zafascynowani moją mini kolekcją znaczków pocztowych i monet. Bawią się zabawkami, które przetrwały próbę czasu i… moich rąk 😉 . I czekają na pohuśtanie się na huśtawce zrobionej przez mojego Dziadka. Trzeba ją tylko wyszarpać spod sterty rzeczy zgromadzonych na pawlaczu 😉 . Ja sama jestem podekscytowana możliwością uruchomienia „Plastusiowego Pamiętnika”, którego z kasety magnetofonowej słuchałam w kółko podczas dziecięcego chorowania.
Dom zachował wiele wspomnień ukrytych w przedmiotach. I choć sama, minimalistycznie, staram się przechowywać je głównie na nośniku pamięci i za pomocą zdjęć, to nie da się ukryć, że takie wyciągane po latach przedmioty mają swój urok.
Spotkałam się też z Przyjaciółką, którą znam z czasów licealnych. Utrzymujemy kontakt na odległość. Teraz, powrót do jej rodzinnych stron (bo wybudowała się niedaleko rodziców) spowodował te same uczucia, które budzą się, kiedy chodzę po rodzinnym mieście. Wspominałyśmy szczególnie jedno spotkanie sprzed dokładnie piętnastu lat. Wtedy siedzieliśmy przed domem przy ognisku, wśród znajomych, świętując jej „osiemnastkę”. Teraz patrzyłyśmy w ogień kominka, kilkadziesiąt metrów dalej. Za drzwiami pokojów spały już nasze dzieci, z którymi wcześniej huśtałam się na tej samej, co my kiedyś, huśtawce.
Czy warto wracać do przeszłości?
Miejsca, ludzie, rzeczy, które znam z przeszłości nadal istnieją. Czasami są wręcz identyczne, nietknięte zębem czasu. W niektórych widać lata, które upłynęły. Tak czy siak zupełnie inaczej postrzegam je dziś. Są inne, bo… to ja się zmieniłam. Już nie jestem tą małą, zalęknioną dziewczynką, dla której pójście do osiedlowego sklepu było stresującą czynnością. Nadal mam w sobie trudności różnego rodzaju. Wciąż noszę w środku dziecko (nie zawsze szczęśliwe), które jest moją tożsamością. Ale nie jestem nim w pełni. Jestem kobietą, mamą i niestety (na razie nie umiem inaczej o tym myśleć) wdową. Przeszłam kawał drogi, by być tu, gdzie jestem. I całkiem możliwe, że jeszcze wiele duchowych, i nie tylko, kilometrów przede mną.
Ten powrót do rodzinnego miasta przypomniał mi jedną z puent we wpisie O tej porze za rok: „Przeszłość (…) to moja tożsamość. Przeszłość mnie ukształtowała. Dziś odkrywam, że ma jeszcze jedną pozytywną funkcję. Może pokazać mi gdzie jestem na mojej drodze teraz. Cofnęłam się? Stoję w miejscu? Idę? Jeśli się cofnęłam lub stoję w miejscu, mogę się otrząsnąć. Później mogę wziąć kilka głębokich modlitewnych wdechów. Tu i teraz mogę w końcu zrobić pierwszy krok do przodu. Jeśli idę, to wspaniale! Mogę iść dalej, o ile uznam, że to naprawdę dobry kierunek.”
Jeżeli powrót do przeszłości ciągnie w dół (co nie jest tożsame z odczuwaniem trudnych emocji związanych z koniecznym procesem wyczyszczenia ran), to najprawdopodobniej nie jest to Boży plan. Ale i z tym On sobie poradzi. Najlepiej jednak, kiedy patrząc w przeszłość tu i teraz (bo tylko w tym momencie na skutki przeszłości mamy wpływ) kochamy lepiej, odzyskujemy radość, ogarnia nas pokój, umiemy cierpliwie, z uprzejmością i dobrocią służyć innym, wiernie trwamy przy Bogu w pomyślności i beznadziei, a łagodność i opanowanie pomagają nam w codziennych decyzjach (por. Ga 5, 22-23).
To są owoce Ducha Świętego. A najlepiej właśnie z Nim, jeśli już, wracać do przeszłości!