MODLITWA: Piąta tajemnica radosna: Znalezienie Pana Jezusa w świątyni Intencja: za Smutnych o pocieszenie i Radosnych o niesienie pocieszenia Smutnym
Więcej o akcji znajdziesz we wpisie: Jest akcja! BAM-BOO Adwent
RADOŚCI znaleziona,
wyprzedził Cię strach. Musiała Cię z Józefem szukać. To, co przeżyli zanim Cię znaleźli nie miało z Tobą nic wspólnego. Czy bawiłaś się w chowanego? Wiedziałaś, że Cię tam znajdą? W świątyni? Byłaś pewna, że znają drogę, ale musiałaś pozwolić, by znaleźli ją sami?
Myśleli, że Cię mają. Wracali przecież ze spotkania z Tobą. Byli przekonani, że jesteś bezpieczna, gdzieś tuż obok. Na wyciągnięcie ręki. Byłaś blisko, choć ich oczy Cię fizycznie nie widziały. Byli spokojni. Nie zauważyli, że jednak gdzieś się zawieruszyłaś. Zatęsknili za Tobą. Poczuli się wręcz zaniepokojeni. Zaczęli Cię szukać.
Szukali Cię wśród krewnym. Potem wrócili tam, gdzie widzieli Cię ostatni raz. Jerozolima. Świątynia. Tam Cię wypatrzyli, ale dopiero po trzech dniach.
Zdumiony tłum nie mógł uwierzyć Twojej bystrości. Oni, Rodzice, nie mogli uwierzyć jak mogłaś im to zrobić. Myśleli, że ich zostawiłaś wpychając im w zamian ból serca. Nie rozumieli.
A Ty, z tym Twoim spokojem- kochającym i czułym- też się zdziwiłaś. Przecież byłaś tam, gdzie jest Twoje miejsce. Nigdzie się nie zgubiłaś. Nie trzeba było Cię szukać. Wystarczyło znać Twój adres, który jest stały. Bo Ty JESTEŚ. Nie zmieniasz miejsca zamieszkania, choć nie siedzisz w miejscu na kanapie. Jesteś dynamiczna i jednocześnie stała. Znów uchylasz rąbka Swojej tajemnicy.
Wystarczy przyjść do Ciebie, by poczuć Twoją siłę i stałość.
Przyjść do Taty. Do źródła, z którego wypływasz. Mówiłaś chyba zbyt mądrze. Nie zrozumieli Twoich słów. Nie od razu. Może i dobrze. Postawiłaś wymaganie, by serce mogło się rozszerzyć. Urosnąć, by przyjąć Cię w jeszcze większej dawce. A potem znowu to samo. By dawać się więcej i więcej. Nie masz umiaru w dawaniu. Nie kalkulujesz. Po prostu się dajesz. Nie umiesz inaczej.
Chciałaś pokazać, że tam, w świątyni, jest Twój dom ziemski. Eucharystia. Tam możesz pokazać się najbardziej, choć nie jest to jedyne miejsce Twojego przebywania na ziemi.
Droga kręta. Niepewna. Nieoczywista dla mnie. Dla Ciebie jedyna możliwa. Droga do Ciebie jest prosta, bo jesteś prostotą i wyboista, bo zły podrzuca kamienie. I jeszcze ta mgła. Słaba widoczność. Nie widać znaków, choć przecież je zostawiłaś. Tylko z bliska. Mgła, którą pozwalam sobie nałożyć na oczy. Wyciągam ręce ślepo idąc. Potykam się.
Dajesz się jednak jakimś Bożym cudem w końcu znaleźć. Pozwalając jednak wcześniej pobłądzić. Tak trzeba. Ale kiedy widzisz, że idę w Twoim kierunku po omacku już nie wytrzymujesz i wybiegasz na spotkanie. Nie dajesz mi dokończyć mojej przygotowanej mowy o tym jak beznadziejna jestem. Przytulasz, bo wiesz, że tylko to moje serce uczyni gotowym. Chcesz zalać je Sobą. I rozlać się na innych przeze mnie. Na świat cały. Jak cudownie być Twoją!
Znalezienie, a potem rozprawienie z bałaganem. Kilkanaście lat później, w tej samej świątyni. Dotykasz każdego ciemnego zakamarka serca. Robisz porządek z powywracanymi myślami. Ścierasz kurze przyzwyczajeń. Wymiatasz odpadki grzesznych skutków. Rozprawiasz się z chciejstwem i innymi paskudztwami. Zmywasz wszelki brud. By dać Siebie. By zamieszkać i już nie wychodzić. By nic Ci już nie przeszkadzało.
Znalezienie. Porządek może być w trakcie. Potem jeszcze kawałek drogi i zostaje tylko BOŻE NARODZENIE. I nic więcej już nie potrzeba!
BAM-BOO K.
Obraz Pexels z Pixabay