Przejdź do treści

Trening obumierania [Z okazji 7. rocznicy, której nie ma]

Dziś mija siedem lat od naszego ślubu. Wspominałam ten dzień niedawno. Nie oglądnę dziś po raz pierwszy naszego ślubnego albumu ani nie obejrzę przysięgi ślubnej. Nie dam rady. Z trudem przyszło mi oglądnięcie filmiku, który MNM zostawił na wypadek, gdyby stało się to, co się stało. Tym podobnych filmów jest więcej. Dla Synów, rodziców, rodzeństwa, przyjaciół… Przy części nagrań byłam obecna. Nie jestem w stanie na razie do nich wrócić. Wiem, że nie muszę. Przyjdzie na to czas. Dziś jednak nie chcę skupiać się na bólu. Choć w pewnym sensie tak. Ale tylko takim, który daje prawdziwe i szczęśliwe życie bez mrugnięć oczu.

Zasiew

Co we mnie małżeństwo z MNM zmieniło? Wiele. Chcę się podzielić moim jednym nawróceniem, a w zasadzie procesem, który trwa. Dziś, w dniu rocznicy, której nie ma, przypomina mi się nasz „spór” przedślubny. Ja chciałam dzień ślubu przeżyć w wąskim gronie najbliższej rodziny i przyjaciół. MNM wolał zaprosić więcej osób. Nawet „obcych”, gdyby tylko chcieli przyjść. On traktował ten moment jako potencjalne świadectwo. Ja myślałam o swoim komforcie, do którego przecież w takim dniu miałam prawo. Nie byłam tak otwarta na drugiego człowieka jak On.

Dziś mam większą otwartość, choć wciąż nie taką jak MNM. Pisanie bloga, na którym dzielę się często intymnymi refleksjami czy ogólnodostępna transmisja pogrzebu MNM to znaki przemiany, jaka we mnie zaszła. Siedem lat temu nie odważyłabym się na taki krok. Zapewne zamknęłabym naszą historię w czterech ścianach domu, w którym mieszkamy, ewentualnie domów najbliższych. W nasze życie wkroczył jednak Duch Święty. Dzień ślubu był rzuceniem maleńkich ziaren, których gołym okiem nie można było dostrzec.

Od zasiewu do pęknięcia

Czas wspólnej małżeńskiej drogi i Miłość jaką zostałam obdarowana sprawiły, że zaczęłam w końcu „pękać”. Raz za razem. Najsolidniejsze ćwiczenia były przez ostatnie dwa lata. Przyczyniło się do tego też rodzicielstwo. Myślę sobie, że życie na ziemi to taki trening obumierania. Ćwiczymy wciąż ten moment od zasiewu do pęknięcia ziarna. Po co?

Po to, żeby przygotować się do olimpiady niebieskiej. Jeśli podejmiemy wysiłek treningowy tu na ziemi, to start w zawodach po drugiej stronie życia przyjdzie naturalnie. Ufam, że tak będzie. Z tym, że Tam nie chodzi o to, żeby wygrać, ale żeby zrezygnować ze swojego i dać się poprowadzić przez Tatę. Oddać się Jego uzdrawiającemu miłosierdziu, bo bez tego ani rusz. Razem z Nim wziąć udział w zawodach, które będą konsekwencją naszego ziemskiego życia. Słowo „zawody” nie jest tu może najlepiej dobranym, ale nie znajduję lepszego porównania. To stwierdzenie może kojarzyć się z rywalizacją, chęcią pokonania innych. Decydując się na to słowo chodziło mi przede wszystkim o to, żeby zwrócić uwagę na dynamikę, która Tam się ciągle wydarza. Nieustający proces szczęścia. Brak nudy. Brak zła. Wyobrażacie sobie?!?!

Najpierw jednak musi zdarzyć się smutek obumierania, który (jak  obiecuje Słowo Boże J 16, 20) przemieni się w radość rozkwitania. Muszą zdarzyć się katastrofy. Po to, żeby wyzwolić, doprowadzić do momentu rozerwania ziarna. Nie po to, żeby umarło, ale by obumarło i żyło pełniej, piękniej, prawdziwiej, szczęśliwiej… „Może zatem i trzęsienie ziemi w twoim życiu […] nie jest znakiem nieobecności Pana Boga, ale Jego działaniem, żeby coś w tobie poruszyć, zmienić, wyzwolić?”*. Żebyś mógł w końcu odetchnąć pełną piersią. Nie marzysz o tym?

Sam moment narodzin boli. Wiem coś o tym 😉 . I choć dane mi było fizycznie doświadczyć tego tylko jeden raz (drugi poród był przez cięcie cesarskie), to jestem z siebie dumna i za tą wcale nie tak krótką chwilę wdzięczna. Do momentu porodu nie wiedziałam, ile jestem w stanie znieść. Dopóki nie zetknęłam się z rakiem, nie podejrzewałam siebie o taką siłę. Siłę, która jest w stanie rozedrzeć twarde, wręcz skamieniałe ziarno. Takiej mocy nie ma człowiek. Nie wzięła się ona ze mnie. Ja ją tylko przyjęłam od Źródła. Wiem o tym.

Pełnia życia

Wierzę, że umiejętność obumierania będzie nam potrzebna po drugiej stronie życia. Tu na ziemi widzimy czasem to, co dzieje się potem, po pęknięciu ziarenka. Zielone listki, kwiaty, owoce… Tymi ostatecznie trwałymi na wieki owocami nie dane jest nam się jeszcze rozkoszować.

Pełnia życia zrodzonego z obumarcia ziemskiej wędrówki będzie Tam. W Niebie. Jest Tam. Musimy tylko trochę potrenować. Choć wydaje się czasem, że nadludzko dużo. I to prawda! Człowiek sam nie jest w stanie znieść ogromu cierpienia, które go dotyka. „Bóg [jednak- przyp. red] nigdy nie daje nam więcej, niż potrafimy udźwignąć.”** Wkurza mnie to zdanie. Mam ochotę krzyczeć: „Akurat!”. Nie pojmuję tego, co się stało. Wydaje się to okrutnie przygniatające. A jednak zewnętrzne znaki naszej historii póki co potwierdzają tą myśl. „Niektórzy z nas potrafią znieść więcej, inni mniej. Nawet jeśli dostaniemy do dźwigania część nieba, nie będzie to ciężar. Będzie to dar.”** Dar przygotowujący do narodzin. Narodzin dla Nieba.

Ktoś przypomniał mi niedawno, że liczba siedem w Piśmie Świętym oznacza pełnię, doskonałość. Że nasze małżeństwo pięknie się WYPEŁNIŁO. Tak. Prawie tak. Zabrakło nam miesiąca. MNM tyle wcześniej przed siódmą rocznicą naszego ślubu odszedł. To zdanie, które przyszło na moją skrzynkę mailową uświadomiło mi, że pełnia jest blisko. Czasem nawet czuć jej zapach. Ale jednak osiągalna jest dopiero Tam, gdzie nasze serce się rozraduje, a radości naszej nikt nie zdoła już odebrać. Wtedy już o nic nie będziemy pytać (por. J 16, 23a). Ja jeszcze pytam. MNM już tego robić nie potrzebuje.

Wszystko stało się jasne, prawda Mój o niebo bardziej Niezwykły Mężu? I choć pożegnałam się na wieczność z tym, co po ziemsku znam w naszej relacji i po ludzku się smucę, ogromnie tęsknię, to wierzę, że jak się spotkamy nasza więź będzie w doskonałej pełni Miłości. I tego się trzymam czując Twoją bliskość!

 

* https://3zdania.pl/2020/05/19/profesor-sejsmologii/
** Regina Brett, Bóg nigdy nie mruga, s.73

 

P.S. Zostawiam dziś Was i siebie samą z niebiańską muzyką. Niech nas prowadzi do Nieba!

 

fot. główna Agnieszka Tajchman https://www.wkolorzeindygo.com/

2 komentarze

  1. Marysia Marysia

    Tak bardzo jestem z Panią w tym pisaniu i przeżywaniu… nie moge wyobrazić sobie bólu jaki Pani czuje, jedynie dziękuję Bogu że mój Mąż jest przy mnie na ziemi. Otulam modlitwą i dziękuję za Pani świadectwo.

  2. Klaudia Klaudia

    Modlę się by Dobry Bóg chociaż trochę ukoił tą tęsknotę…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *